Jak Feniks z popiołów, czyli … zamek w Tykocinie

Poniedziałek, 30 lipca –  Międzynarodowy Dzień Sernika, Międzynarodowy Dzień Przyjaźni, Fantazja urzeczywistniona

 

Międzynarodowy Dzień Sernika   &  Międzynarodowy Dzień Przyjaźni

 

Kiedyś, rok temu  (TUTAJ)   pisałam o dzisiejszych świętach, więc nie będę się powtarzać.

Natomiast dzisiaj, fajnie byłoby je uczcić i spędzić wieczór w towarzystwie przyjaciółki/przyjaciela, oczywiście – przy serniczku  🙂

 

Bogusław Mec – Przyjaciele po to są.

Za to dzisiaj będę kontynuować wdzięczny temat  ZAMKÓW

Fantazja urzeczywistniona

Pewnie niejedni z nas, podróżując po Polsce, mieli okazję widzieć przejazdem lub jeszcze lepiej zwiedzać ten współczesny zamek. Ja miałam tę przyjemność  latem 2016 roku.

Zamek w Tykocinie – bo o nim dzisiaj chciałam pisać, znajduje się w miejscowości Tykocin w województwie podlaskim.  Położony jest na prawym brzegu rzeki Narwi.  Styl architektoniczny, jaki zamek reprezentuje to historyzm, nurt w XIX-wiecznej architekturze światowej, polegający na naśladownictwie stylistyki minionych epok. Kierunek nietwórczy i eklektyczny, polegający na zaniechaniu dążenia do stworzenia stylu, odpowiadającego aktualnym warunkom historyczno-społecznym, na rzecz naśladowania przeszłych wielkich stylów w sztuce i architekturze.

 

 

 

Trochę historii

Pierwszą warownię w miejscu dzisiejszego zamku zbudował prawdopodobnie Jan Gasztołd, który 13 lutego 1433 roku otrzymał darowiznę w postaci grodu w Tykocinie. Podczas prac archeologicznych nie stwierdzono by był to zamek murowany. Stwierdzono jedynie istnienie drewnianej palisady zbudowanej na przełomie XV/XVI w. Po Janie właścicielem Tykocina był jego syn Marcin. Warownia ta spłonęła około roku 1519 roku gdy jej właścicielem był wojewoda trocki Olbracht Gasztołd. Wtedy właśnie zamek został najechany i spalony przez Kuncę, namiestnika zameczku w Waniewie należącego do wojewody wileńskiego Mikołaja Radziwiłła . Według przekazów, drewniany prawdopodobnie zamek spłonął całkowicie wraz z majątkiem Olbrachta Gasztołda, który sam ledwo uratował się wraz z rodziną w czasie najazdu. Ród Gasztołdów wymarł w 1542 roku wraz ze śmiercią Stanisława Gasztołda. Na podstawie ówczesnego prawa po wygaśnięciu rodu w linii męskiej, jego dobra przypadały władcy, w związku z czym Tykocin wszedł do majątku prywatnego Zygmunta I Starego, a następnie jego syna Zygmunta II Augusta. W latach 1549-1575 na polecenie króla Zygmunta Augusta renesansowy zamek rozbudowano w taki sposób, że nie pełnił funkcji rezydencji lecz raczej miejsca gdzie przechowywano armaty oraz prywatny skarbiec i bibliotekę króla sprowadzoną z Wilna. Zamek został zbudowany na planie zbliżonym do trapezu z dziedzińcem i 4 cylindrycznymi wieżami w narożach. Wnętrza zamku były bogato dekorowane. W tym samym czasie mury zamku otaczał położony w odległości 15 metrów dodatkowy ceglany mur z czterema podkowiastymi bastejami otoczony fosą. Twierdza czasy swojej największej świetności przeżywała właśnie za panowania Zygmunta Augusta, który lubił przebywać w nieodległym Knyszynie. Tam czuł się swobodnie, z dala od dusznej atmosfery Krakowa czy Warszawy. Tykocin zaś zapewniał mu bezpieczeństwo. Właśnie tam, w Knyszynie ostatni Jagiellon zamknął oczy 7 lipca 1572 r. o godzinie 6 po południu. Zabalsamowane zwłoki Zygmunta Augusta przebywały w Tykocinie do 10 września 1573 r., skąd przewieziono je do Warszawy, a potem do Krakowa (styczeń 1574 r.).

Król Stefan Batory w zamkowym budynku umieścił arsenał koronny z 500 armatami. W latach 1611-1632 zamek został na polecenie króla Zygmunta III Wazy rozbudowany w kierunku twierdzy bastionowej. W trakcie prac budowlanych zasypano fosę i zburzono ceglany mur obwodowy z półokrągłymi bastejami zastępując te fortyfikacje czterema nowoczesnymi, wielkimi bastionami ziemnymi połączonymi kurtynami, tworząc w ten sposób nowożytną twierdzę. Otaczająca zamek fortyfikacja obejmowała obszar o powierzchni ponad 6 hektarów. Długość jednego boku fortecy wynosiła ok. 250 m. Król Zygmunt III Waza chroniąc się przed zarazą przebywał na zamku wraz z rodziną pomiędzy 14 listopada 1630 roku a 8 lutego 1631 roku.

W 1655 roku w czasie potopu szwedzkiego zamek obsadziły sprzymierzone ze Szwedami wojska Bogusława Radziwiłła. 31 grudnia 1655, kiedy zamek oblegały wojska konfederacji tyszowieckiej, zmarł tu Janusz Radziwiłł. Po pokonaniu wspierających króla Jana Kazimierza wojsk Sapiehów, Bogusław Radziwiłł wjechał do obleganego wcześniej zamku 26 lutego 1656 r. Kolejne oblężenie twierdzy było prowadzone przez szlachtę podlaską, wiską i łomżyńską i trwało ono od kwietnia do lipca 1656 roku, gdy Bogusław Radziwiłł ponownie zniósł oblężenie. Ponownie blokada warowni, w której bronili się Szwedzi i część ich polskich stronników trwała od listopada 1656 i zakończyła się zdobyciem go przez wojska wierne Janowi Kazimierzowi 27 stycznia 1657 roku. Na przełomie lutego i marca twierdzę zajęły wojska brandenbursko-pruskie elektora Fryderyka Wilhelma i zwróciły go na przełomie lipca i sierpnia. Za zasługi poniesione podczas Potopu szwedzkiego zamek wraz z okolicznymi dobrami został ofiarowany Stefanowi Czarnieckiemu. Zamek przez małżeństwo córki Stefana Czarnieckiego, Aleksandry Katarzyny, przeszedł w ręce marszałka Jana Klemensa Branickiego. W listopadzie 1705 roku w trakcie wojny domowej ze stronnikami Stanisława Leszczyńskiego miała miejsce narada króla Augusta II Mocnego z carem Piotrem I, na którym ustanowiono na zamku w Tykocinie Order Orła Białego (do dziś najważniejsze odznaczenie cywilne w Polsce).

W 1734 roku zamek został zniszczony przez pożar. Od tego czasu niezamieszkana budowla zaczęła popadać w ruinę. W 1750 roku na polecenie hetmana Jana Klemensa Branickiego rozpoczęto rozbiórkę zamku, a okoliczni mieszkańcy wykorzystywali materiał do budowy nowych domów. W 1771 roku pozostałości zamku zostały zniszczone przez powódź. W tym roku rozpoczęto budowę Zespołu Klasztornego Misjonarzy Bernardynów, w którym z polecenia Branickiego zostały wykorzystane cegły z rozbiórki zamku. Po 1915 roku, podczas I wojny światowej, pozostałości murów posłużyły niemieckim żołnierzom do budowy drogi do Knyszyna, natomiast ziemię z dwóch bastionów wykorzystano do usypywania grobli.

 

 

Idea odbudowy zamku była w Tykocinie bardzo żywa. To miejsce, mimo że zamku nie było już od paruset lat, wciąż nazywane było zamkiem.

Pomysł odbudowy pojawił się w latach 60. XX wieku. Pierwsze próby przywrócenia do życia tykocińskiej twierdzy miały miejsce w latach 1961-1965, rychło jednak zostały zaniechane. Częściowo zrekonstruowano mury przyziemia zamku renesansowego usuwając podczas tych prac ziemię z dziedzińca, co uniemożliwiło przeprowadzenie późniejszych badań archeologicznych.

Miejsce, gdzie za  ostatnich Jagiellonów stał arsenał Rzeczypospolitej, gdzie ciało Zygmunta Augusta spędziło rok przed odwiezieniem go na Wawel i gdzie narodził się Order Orła Białego, długo było tylko ruiną.

Mało kto wierzył, że zamek w Tykocinie kiedykolwiek zostanie odbudowany. Wydawało się, że same zarysy fundamentów wystające z ziemi to za mało, aby pokusić się o takie przedsięwzięcie. Nie było rysunków, planów, opisów na tyle dokładnych, żeby na ich podstawie spróbować w miarę wiernie zrekonstruować tę budowlę.

W latach 70. prowadzono tu prace archeologiczne. Na dawnych fundamentach wybudowano wtedy tzw. trwałą ruinę. Użyto do tego nowych cegieł i  wywiedziono niektóre mury do wysokości 5–6 m. Stworzono obrysy tej budowli, której początki sięgają XV w. Po pewnym czasie i ta sztuczna ruina popadła w ruinę. Pogoda i warunki atmosferyczne Polski nie sprzyjają tego typu obiektom. Do tego doszedł jeszcze zwykły wandalizm.
Nie powiodła się także druga próba, podjęta przez dyrektora Muzeum Wojska w Białymstoku pułkownika Zygmunt Kosztyłę. Dość zaawansowane były prowadzone pod jego nadzorem prace studialne, dotyczące odbudowy obiektu z przeznaczeniem na oddział muzeum. Jednak i tym razem nic z tego nie wyszło.
W latach 90. Radio Białystok poinformowało, że rusza odbudowa zamku w Tykocinie, lecz był to żart na prima aprilis. Za to w 2002 r. odbudowa zaczęła się naprawdę. Została wpisana w plany zagospodarowania terenu, który przeznaczono na usługi turystyczne.
Musiało minąć prawie pół wieku, żeby tego zadania podjął się białostocki przedsiębiorca budowlany, Jacek Nazarko, z zawodu inżynier.

Kupił rozległą parcelę nad Narwią, z resztkami zamkowych murów, z ziemnymi fortyfikacjami i rozpoczął planowanie budowy obiektu przypominającego swą formą dawną warownię Zygmunta Augusta. W roku 1999 przeprowadzono odwierty geotechniczne a w latach 2001-2005 przeprowadzono prace wykopaliskowe pod kierunkiem Magdaleny Bis i Wojciecha Bis z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. W 2002 roku wmurowano kamień węgielny pod budowę nowego obiektu na miejscu dawnego zamku, według projektu architekt Agnieszki Dudy z Białegostoku.

To, co kiedyś wydawało się niemożliwe, okazało się realne, kiedy sprawy wziął w swoje ręce wizjoner. Na dodatek prywatny przedsiębiorca, zaprawiony w bojach z biurokracją, z konkurencją, z przejściowymi problemami finansowymi. Okazało się oto, że trzeba dobrze poszukać, żeby znaleźć.
I tak archiwum w Petersburgu odnalazły się rysunki i plany, przedstawiające tykociński zamek. Na podstawie zachowanych planów warowni, odtworzono domniemaną formę mieszkalną skrzydła zachodniego zamku.
Nareszcie mógł przystąpić do realizacji marzenia, które nie opuszczało go od lat, kiedy to pierwszy raz ślady po tykocińskim zamku zobaczył jako niewielki chłopak. Trafił tutaj podczas akcji pomocy pogorzelcom, organizowanej w szkole. To był rok 1959. Widok ruin był dla niego fascynującym doznaniem, pobudzającym wyobraźnię i dziecięce marzenia. W jego rodzinnym domu wszyscy interesowali się historią, i on też. Od tamtej pory ten Tykocin za nim chodził.
Zapytany o początki  inwestycji życia, Nazarko wzrusza ramionami: „Gdy wchodzi się na plac budowy czegoś, co ma kilkaset lat, to najwięcej jest kłopotów z oddzieleniem tego, co prawdziwe, od tego, co stawiane na cemencie, współczesne. Wywieźliśmy stąd ogrom śmieci i gruzu. Udało się to posegregować, ale trwało trochę czasu. Na początku nastąpił moment krytyczny, kiedy okazało się, że materii zabytkowej jest naprawdę niewiele. Trzeba było weryfikować projekty. Powstawały kolejne wersje rekonstrukcji. Dochodziły też nowe dane”.

Zamek w Tykocinie z lotu ptaka

Pomysł nie wszystkim się jednak spodobał.
Sprzeciwiał mu się Antoni Oleksicki, który pełnił funkcję podlaskiego konserwatora zabytków, gdy deweloper rozpoczynał odbudowę. Był przeciwny inwestycji i nie wydał na nią zezwolenia. Nie przekonywały go zapewnienia, że zamek będzie odbudowywany w sposób możliwie najwierniejszy historii. Sprawa trafiła ostatecznie do głównego konserwatora zabytków.
– To nie jest odbudowa, tylko budowa od nowa. Zapewniano, że będą używane tradycyjne materiały budowlane, kamień, wapno; że na miejscu będzie wypalana cegła. Oczywiście nic z tego nie wyszło, zamek jest żelbetowy. To jest budowanie na niczym i podszywanie się pod historię. Takie obiekty są budowane w parkach rozrywki – tak argumentował Antoni Oleksicki.
– Nie jest to rekonstrukcja doskonała, bo taka być nie mogła – przyznaje kustosz zamku, Piotr Popławski.
– Odstępstwa od oryginału mogą dostrzec tylko rasowi architekci czy historycy – dodaje przewodnik Artur Rudnicki.
– Dochowanie wierności historii utrudnia to, że do naszych czasów nie przetrwały żadne ryciny XVI- wiecznej wersji zamku. Podstawą do odbudowy stały się m.in. średniowieczne wpisy podatkowe i badania archeologów.
Odsłonięcie podczas budowy fundamentów pozwoliło na wzniesienie obecnego obiektu przy zachowaniu planu oryginalnej budowli. Budowle mają żyć – wyjaśnia Magdalena Bis, archeolog z Polskiej Akademii Nauk.
– Zasadniczą cechą wszystkich budowli historycznych powinno być, żeby one żyły – podkreśla deweloper. Podobno Nazarko miał zainwestować 12 mln złotych. On sam nie chce się jednak wypowiadać na temat tego, ile kosztowała budowa. – Te 12 mln to jest jakaś abstrakcyjna kwota, która się kiedyś przedostała do mediów – mówi. Nie wyklucza, że obiekt w przyszłości będzie chciał sprzedać. – Oczywiście, jestem zawsze chętny do sprzedania, ponieważ jestem deweloperem, także w sercu.
Wśród mieszkańców Tykocina trudno znaleźć krytyków inwestycji Jacka Nazarki.
– Uważam, że tak to by stały ruiny, zapadłyby się i żadne wspomnienia by nie zostały. A tak ludzie mają się gdzie zatrzymać – ocenia pani Barbara, właścicielka lokalnej kwiaciarni. Mieszka w Tykocinie od 70 lat i doskonale pamięta ruiny zamku.
W odbudowanym zamku działają hotel, restauracja i muzeum. Pracuje w nim kilka osób. Rocznie obiekt odwiedza 20 tysięcy turystów.
Wikipedia podaje, że Jacek Nazarko zainwestował w to przedsięwzięcie 12 milionów. Aż tyle to kosztowało?
„Nie wiem, naprawdę. Wiem tylko, że władowałem w to przedsięwzięcie dorobek całego mojego życia”.
Kiedy ogląda się budowlę z zewnątrz, kiedy chodzi się po odbudowanych z pietyzmem wnętrzach, kwota 12 milionów wcale nie dziwi. Można nawet podejrzewać, że jest zaniżona.
„Dzięki temu, że jestem inżynierem budownictwa, mogłem wiele prac wykonać sam. Byłem przez te lata i projektantem, i designerem, i murarzem. A materiały na budowę kupowałem wtedy, kiedy akurat miałem gotówkę”.
Największą dumą przedsiębiorcy jest wspaniały, kaflowy piec w sali o gotyckich, łukowatych sklepieniach.
„Nawet Wawel tego nie ma. Sala, w której znajduje się „piec zamkowy wielki, modry”, jak zapisano w dawnych kronikach, zwana była szklaną. Nie ze względu na liczne przeszklenia, bo okien było w niej na pewno mniej, niż dzisiaj. Pod terminem „szkło” w staropolszczyźnie rozumiano również szkliwo. I to zapewne ze względu na ten wielki piec ze szkliwionych kafli nazwa „szklana” przylgnęła do tej sali. Takim dużym piecem nie może się pochwalić żaden zamek w Polsce” – nie kryje dumy Jacek Nazarko.

„Podczas prac wykopaliskowych wśród ruin zamku, które były prowadzone ponad czterdzieści lat temu, wydobyto wiele drobnych fragmentów pięknych, biało-niebieskich kafli. Dzięki profesor Marii Dąbrowskiej z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN w Warszawie udało się z tysięcy kawałeczków odtworzyć pierwotny wygląd pieca. – Ten piec powstał na początku XVII wieku, kiedy starosta Krzysztof Wiesiołowski rozbudował i zmodernizował tykociński zamek. Dlatego na kaflach pieca widnieją herby związane z historią rodu Wiesiołowskich. Bardzo interesujący jest dekoracyjny szlak, dzielący piec jakby na pół. Widzimy na nim sceny batalistyczne, głównie odnoszące się do wojen i potyczek, w jakich brało udział rycerstwo europejskie, wyprawiające się na „niewiernych”. – Wyraźnie widać, że są tu przedstawieni rycerze w zbrojach i z orężem europejskim, walczący z wojownikami ubranymi na styl wschodni, w turbanach na głowach. Piękne jest koronkowe zwieńczenie pieca. Imponuje liczba dekorów, wyraźnie nawiązujących do włoskiej sztuki renesansu. Skąd nagle na naszym terenie pojawiłyby się kafle z motywem winorośli?

Tylko z Włoch. Ten piec to doskonały dowód na to, że Polacy byli otwarci na europejskie nowinki. Poza tym pamiętać trzeba, że na dworach polskich królów zawsze przebywało wielu obcokrajowców. Ale trzeba tu podkreślić, że kafle były wyprodukowane przez rzemieślników z Tykocina. W dawnych czasach, kiedy w sali z tym pięknym piecem zasiadali królowie w otoczeniu doradców i dworzan, służba rozpalała ogień, aby rozgrzane kafle emitowały przyjemne ciepło. Żeby rozpalić i rozgrzać tak duży piec, trzeba było jednorazowo zużyć kilkaset kilogramów drewna. Dlatego dzisiaj biało-niebieskie kafle są jedynie obudową nowoczesnego urządzenia grzewczego, wykorzystującego bardziej ekonomiczne i ekologiczne źródła energii”.

 

Od 2006 roku w okolicach zamku odbywa się cyklicznie bitwa stanowiąca rekonstrukcję historycznego oblężenia twierdzy w Tykocinie w czasach Potopu szwedzkiego. Oblężenie Tykocina odtwarzają co roku członkowie Pospolitego Ruszenia Ziemi Tykocińskiej i zaproszeni przez nich goście. „To ogromne szczęście dla Tykocina – taki wariat, który wyłożył pieniądze i postawił zamek. Za parę lat nie będzie nas, a  zamek będzie. Szkoda tylko, że budowa nie objęła bastionów. Kilka hektarów – to byłby niesamowity kompleks na skalę europejską. Ten teren jest jednak w rękach rolników i nie wierzę, że się uda to odbudować. Nie sądzę też, że to jest wydatek na budżet skromnego człowieka, tu musiałoby zaangażować się państwo. Ale już teraz jest co oglądać” – opowiada Adam Rudawski z Pospolitego Ruszenia. Wymienia atrakcje podczas rekonstrukcji zdobycia Tykocina: bitwa, konie, cała masa pirotechniki, muszkieterowie, piechota…

 

 

Od 2012 roku na Zamku odbywa się „Gęsina na św. Marcina” – wydarzenie kulinarne propagujące tradycyjną kuchnię staropolską.

 

 

Twierdza to dziś jedno skrzydło. „W  tej chwili mamy około 1300 m kw. powierzchni, na którą składają się m.in. sala szklana, czyli reprezentacyjna, kuchnia przewidziana na restaurację i poddasze planowane na pokoje gościnne. To fragment całego ogromnego obiektu. Jednak utrzymanie zamku stanowi problem. Koszty ogrzewania to jedno, a drugie to podatek. Kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie. Najbardziej ekonomiczne byłoby zamknięcie bramy i zamieszkanie w zamku. Na początku cegła kosztowała 30 gr. Dzisiaj kosztuje 1,30 zł, a VAT wynosi 23 proc. Poza tym jak można wycenić 10 lat własnej pracy? A czy warto było? Czasami się zastanawiam”.

 

 

Jacek Nazarko mówi, że odbudowy kolejnej partii zamku pewnie już nie dożyje. „Sukcesem jest to, że z  kupy śmieci powstał fragment ważnego symbolu Rzeczypospolitej. Najważniejsze, by to miejsce nad brzegiem Narwi pulsowało życiem”.

I w ten oto sposób, dzięki pasji jednego człowieka i strzępom historycznych informacji, wrócił nad Narew zamek Zygmunta Augusta.

Na posiadanie zamku mogą sobie pozwolić tylko nieliczni. Jemu spełnienie takiego marzenia się udało, odbudował zamek w Tykocinie.

 

Jeżeli Was jeszcze nie zmęczyłam, to zapraszam do obejrzenia niedzielnego poranka w zamku królów polskich, w Tykocinie. 10 lipca 2016 Bartek Jędrzejak spotkał się tam z jego właścicielem Jackiem Nazarko, który opowiedział krótką historię budowli.    (TUTAJ)    

 

Źródło:  https://pl.wikipedia.org;   http://www.tvn24.pl;    https://www.focus.pl;   http://www.poranny.pl;

Dodaj komentarz