Niedziela, 1 grudnia 2024
Za nami lato, sezon na grzyby i nawet smutne Święto Zmarłych. A od poniedziałku 4 listopada w sklepach zapanowała już bożonarodzeniowa atmosfera, która będzie trwać do Wigilii. Nieprzerwanie, aż do przesytu…
Kitaro – Healing Forest – 03 – Linden.mp3
Tegoroczne lato okazało się najgorętszym latem w historii prowadzenia pomiarów. Oznaki wczesnej jesieni pojawiły się w niektórych regionach Polski już w lipcu, bo już w drugiej dekadzie lipca można było obserwować dojrzewanie owoców leszczyny pospolitej i kasztanowca zwyczajnego, a pod koniec miesiąca kwitnienie wrzosu zwyczajnego oznaczające bardzo wczesny start jesiennej aury.
Ten rok jest wyjątkowy. Jakby przesunięty w kwitnieniu i owocowaniu roślin o miesiąc wcześniej w porównaniu do tego, co było kilkanaście lat temu. W drugiej dekadzie września nad Polską rozszalał się genueński niż Borys niosąc ze sobą rekordowe opady deszczu, niejednokrotnie przewyższające te z czasu powodzi tysiąclecia z 1997 roku.
Po okresie deszczowych dni pojawiło się słońce i wysoka temperatura, a to spowodowało rekordowy wysyp prawdziwków.
Zbieranie grzybów to dla nas, Polaków, uwielbiana forma spędzania wolnego czasu, a nawet i hobby. Z niecierpliwością wyczekujemy więc momentu, w którym będzie można udać się na obfite grzybobranie.
Dla mnie jednak w tym roku był to okres wielu różnych zaplanowanych i niezaplanowanych wyjazdów i zajęć. Dopiero pod koniec października udało mi się dwukrotnie odwiedzić las. Nie były to jednak ani tereny ani czas na grzybobranie podobne temu, jakie oglądałam na Youtube 🙂
Jak zapewne pamiętacie, spacer po lesie to moja ulubiona forma ruchu, na którą ostatnio mam niestety bardzo mało czasu. Ale jak już mam, to wprawiam w ruch nie tylko siebie, ale też mój aparat.
Czy wiecie, że grzybobranie traktowane jako forma wypoczynku w kontakcie z przyrodą należy do form sylwaturystyki, czyli turystyki leśnej?
Pojęcie sylwaturystyki, a nawet sylwarekreacji, na grunt polski wprowadziła w 2006 roku Anna Danilewicz. To nic innego jak podróżowanie po terenach leśnych w celach krajoznawczych lub spędzanie czasu w lesie w formie czynnego wypoczynku.
Zgodnie z inną definicją, sylwaturystyka to odmiana turystyki wiejskiej, rozwijającej się na terenie gospodarstwa leśnego.
No proszę, nie wiedziałam, że od 2006 roku moje wszelkie formy wędrowania po lesie to sylwarekreacja! Jak to ładnie i zdrowo brzmi 🙂
Tegoroczny początek listopada stanowił kontynuację pięknej październikowej pogody. Święto Wszystkich Świętych obchodzone było w piątek, a Dzień Zaduszny w sobotę. W niedzielę postanowiłam zmienić formę aktywności na właśnie sylwarekreację i pożegnać się z moim tak krótkim sezonem grzybowym. Zwłaszcza, że w nocy temperatura spadła już poniżej zera…
Mroźny świt malował na biało okoliczne pola i łąki… Było rześko i pięknie…
W lesie między drzewami nie było widać szronu, ale po raz pierwszy w życiu zbierałam grzyby tak zamarznięte, że trudno było je wycinać i czyścić z piasku.
Dzikie grzyby jadalne były zbierane i spożywane od wieków na całym świecie. Przede wszystkim dla wyjątkowego smaku i aromatu. Dopiero od niedawna zaczęto je wykorzystywać do produkcji nutraceutyków – substancji czynnych biologicznie, które korzystnie wpływają na nasz organizm i farmaceutyków – substancji chemicznych lub związków do leczenia, zatrzymywania choroby lub jej zapobieganiu.
Wszystkie grzyby zawierają składniki podobne do glutaminianu sodu i mają silny smak umami. Czy to świeże czy suszone chętnie używane są przez nas jako dodatek do potraw.
Choć grzybobranie wszystkim nam kojarzy się z wczesną jesienią, to tak naprawdę może trwać przez cały rok. W środku zimy grzyby też rosną, dodatkowo nam zbieraczom nie grożą pomyłki bo o tej porze nie ma trujących sobowtórów gatunków jadalnych. Przy dużej wilgotności i szczęściu, można znaleźć również uszaki bzowe, nasze polskie grzybki mun. Wybór gatunków jest skromniejszy, ale nie brakuje takich, które potrafią przetrwać mrozy i zachować swoje właściwości kulinarne.
Z wielką przyjemnością postanowiłam to sprawdzić wczoraj – ostatniego dnia listopada, udając się już na pewno na ostatni w tym roku spacer po lesie i definitywne pożegnanie sezonu grzybowego.
Poza kilkoma podgrzybkami i sitarzami udało mi się znaleźć prawdopodobnie płomiennice zimowe i podobne do nich łysiczki trujące. Nie mam doświadczenia w zbieraniu płomiennic, dlatego grzybki pozostały w lesie a u mnie goszczą tylko na zdjęciu.
Choć przymrozki dały o sobie znać, nie wszędzie można mówić o zakończeniu sezonu. W innych częściach Polski nadal można liczyć na grzyby. Tak przynajmniej twierdzą wirtualne społeczności grzybiarzy. Nadal zbierają…
A mnie, cóż? Pozostaje podglądać ich relacje z grudniowego a może i styczniowego lasu?
***
Źródło: https://sozosfera.pl/; https://cepl.sggw.edu.pl