Na dachu nieba jest mój kot, czyli … Misia

Wtorek, 18 marca 2025

 

Ile żyć ma kot? Jedni mówią, że siedem. Inni, że dziewięć. Prawda jest taka, że kot, jak każde żywe stworzenie, ma tylko jedno życie. I jedno życie miała też Misia.

Wczoraj po południu Misia odeszła. Długo chorowała na raka płaskokomórkowego żuchwy, który nie pozwalał jej jeść. Cierpiała po cichu nie absorbując sobą nikogo.

 

Dario Marianelli Erica.mp3

 

Urodziła się po sąsiedzku. Często ją widziałam na peryferiach działki gdzie wraz z matką (piękną regularną trikolorką) i siostrą bliźniaczką (obie identycznego, niezbyt pięknego umaszczenia), goniły się lub wygrzewały na słońcu wśród drzew. Gdy brakło matki, odrzucona przez siostrę coraz częściej przeskakiwała do nas przez płot, siadała i patrzyła. Obserwowała nas uważnie. Ludzi i koty. Najpierw z daleka, bardzo ostrożnie, nieśmiało… Ale każdego dnia o parę centymetrów bliżej… Aż odważyła się przyjść do domu i została.

Wśród nowej rodziny odnalazła swoje miejsce i posłuch. Nigdy nie awanturowała się, wystarczało, że spojrzała groźnie. Potrafiła tak patrzeć i mruczeć z niezadowolenia. Ogólnie była kotką potulną i raczej ustępliwą.

Nie lubiła jednak siostry od małości faworyzowanej przez matkę. Sama widziałam, jak ta, trzymając się matki, syczała na małą Misię i odganiała ją. Ciągle ją przeganiała. Pewnie w domu od jedzenia również, bo wkrótce u Misi zaobserwowaliśmy syndrom głodu. Jadła często i dużo, tak, że po pewnym czasie stała się najgrubszym kotem w całej gromadce.

Trauma z dzieciństwa pozostała w niej na całe życie. Była pamiętliwa do tego stopnia, że jak tylko pozwalała na to pogoda, Misia szła na posterunek pod brzozę, by pilnować wyimaginowanej granicy broniącej siostrze dostępu do nowego domu. I tak już pozostało przez całe lata. Nawet teraz, gdy tylko było słonecznie, można było zobaczyć Misię leżącą i wypatrującą – już nie wiadomo czego, bo siostry od dawna nie widziałam.

 

Był, wypełniał Sobą czas, przestrzeń, mieszkanie
nagle… błysk światła – i cisza…

 

 

Bardzo ciężko jest pisać o zwierzątku, które zajmowało w naszym życiu cząstkę uczuć i czasu. Im jestem starsza, tym trudniej jest mi je żegnać. A odeszło ich już tak dużo…

O historii Misi pisałam 17 lutego 2019 roku we wpisie „Wszystkie moje koty” –   (TUTAJ)

O tych, których już nie ma (ale zawsze się zjawiają gdy o nich pomyślę), jeżeli chcecie, możecie poczytać poniżej:

– wpis o Omenie z 1 sierpnia 2017 roku –   (TUTAJ)

– wpis z dnia 17 listopada 2017 roku o czarnych kotach – Zuzi i Behemocie –  (TUTAJ)

– wpis z dnia 30 października 2018 roku o bengalu Mango –   (TUTAJ)

– wpis z 5 wrześnie 2020 roku o mainkunie Idalii –   (TUTAJ)

– wpis z 29 stycznia 2021 roku o persie Katarku –   (TUTAJ)

Historie kocich szczęść i nieszczęść… Smutno mi…

 

 

Źródło:    fragment wiersza „Koty za tęczowym mostem” Franciszka J. Klimka

 

Dodaj komentarz