Warto doświadczyć, czyli … nałęczowskie genius loci

Poniedziałek, 6 lipca 2020

 

Pomalutku wracamy do normalności. Minęły już trzy tygodnie, odkąd sanatoria i uzdrowiska wznowiły swoją działalność. Dlatego postanowiłam jeszcze raz  powrócić do wspomnień z pobytu w Nałęczowie i kontynuować pean o jego urokach.

Jeżeli przyjeżdża się do Nałęczowa tylko po zdrowie albo dla rozrywki, bez poznania jego historii, to niestety nie poczujemy ani uroków ani wartości tego miejsca. A jak już zapewne zauważyliście, cały Nałęczów to miasteczko z duszą. I ma on jeszcze kilka miejsc wyjątkowych, gdzie genius loci jest jeszcze bardziej wyczuwalny. Dziś Wam je pokażę…

„Żaden kochanek nie tęskni tak do przedmiotu swych marzeń, żaden nie śpieszy z taką radością, żaden z takim zapałem nie próżnuje u boku ukochanej, jak niżej podpisany w Nałęczowie. Miałżeby jak pospolity uwodziciel splamić się obojętnością i nie wyśpiewać pochwały dla jego wdzięków teraz właśnie, gdy tulę się słodko do zaokrąglonych pagórków, oddycham jego tchnieniami, przedzieram się przez bujną roślinność i tonę w tajemniczych jarach.”

Bolesław Prus – Kroniki 1894

 

César-Lerner-Bracia-Un-Documental-de-Wojciech-Staron_-Ella-my-free-mp3s.com-.mp3

 

W niezachwianym pięknie starych willi i pałacyków odżywa duch artystycznego Nałęczowa. Jakaś część subtelnego klimatu wielkich lat polskiej literatury i sztuki zdaje się być zaklęta w parkowych alejkach, cienistych wąwozach, lub też przyczajona na drewnianej werandzie Dworu Górskich –  domu właściciela Nałęczowa. To właśnie tutaj 10 września 1890 roku, pojawił się w Nałęczowie 25 letni Stefan Żeromski, obejmując posadę guwernera trzech córek Michała Górskiego, z polecenia poprzedniego nauczyciela dziewczynek.

Chata Żeromskiego

Przybył tu z powodu problemów finansowych, które zmusiły go do przerwania studiów i rozpoczęcia pracy. Na początku Nałęczów go nie zachwycił. Dopiero wypuszczając się na wycieczki w okoliczne wąwozy i poznając ludzi, którzy tu przyjeżdżali i mieszkali, zaczął doceniać miejsce i towarzystwo.

Wieść o nowym młodym inteligentnym człowieku dotarła do Konrada Chmielewskiego, dyrektora uzdrowiska. Polecił swemu synowi, by zaprosił Żeromskiego. Tak się też stało i w Boże Narodzenie 1890 roku Stefan przyszedł do willi „Oktawia”, gdzie mieszkali państwo Chmielewscy. Tam pierwszy raz spotkał Oktawię z Radziwiłłowiczów Rodkiewiczową, córkę pani Chmielewskiej z pierwszego małżeństwa. Dwa lata od niego starsza Oktawia była młodą wdową z dwuletnią córeczką Henryką. Jej małżeństwo z Henrykiem Rodkiewiczem, powstańcem styczniowym i sybirakiem, równolatkiem jej matki, trwało krótko. Henryk  wkrótce zmarł.

Wielkim przyjacielem Oktawii i całej rodziny był od dawna Aleksander Głowacki, czyli Bolesław Prus, któremu nawet rada familijna powierzyła opiekę nad osieroconym dzieckiem. Przez dom Chmielewskich przewijało się wówczas wielu wybitnych ludzi, z którymi Oktawia się przyjaźniła. Organizowała życie kulturalne i literackie w Nałęczowie. Dzięki niej Żeromski wszedł w krąg znanych twórców – poznał nie tylko Prusa, ale i Sienkiewicza, Gierymskich, czy Witkiewiczów. Żeromski od zawsze marzył o sławie, a dom Chmielewskich sprzyjał zawieraniu znajomości, dyskusjom i zachęcał do pisania. Okres ten był dla Żeromskiego bardzo owocny. Nie tylko tu pracował, ale i tworzył. W kilka miesięcy autor drukowanych w warszawskim czasopiśmie „Głos” nowel (między innymi: „Siłaczka”, „Zmierzch”, „Zapomnienie”), zyskał sławę jako wielce obiecujący pisarz.

Opisy Nałęczowa z tamtego czasu odnaleźć można w jego „Dziennikach”, które są także zapisem historii znajomości z Oktawią. Już jako młody człowiek, Żeromski miał wielkie powodzenie u kobiet. I choć początkowo Oktawia próbowała go swatać ze swą przyjaciółką – ostatecznie sama została żoną Stefana, wbrew radom rodziny.

Oktawia i Stefan pobrali się w 1892 roku, a jednym ze świadków na ich ślubie był właśnie Bolesław Prus. Po ślubie Oktawia po raz pierwszy zetknęła się z biedą i niedostatkiem. Przez pierwsze lata małżeństwa była jego muzą, opiekunką (Żeromskiemu odnowiła się choroba płuc), korektorką i pomocnicą w gromadzeniu materiałów do jego książek.

W latach nałęczowskich Żeromski zaangażował się w pracę u podstaw, która miała budować podstawy nowej Polski i wychowywać jej przyszłe intelektualne elity. Zainicjował powstanie Towarzystwa Oświatowego „Światło”, które działało na całej Lubelszczyźnie oraz Uniwersytet Ludowy, prowadzący działalność edukacyjno-odczytową. I przeznaczył własne honorarium za „Dzieje grzechu” na budowę Ochronki w Nałęczowie – nowoczesnego przedszkola.

Młodzi Żeromscy wyjechali jednak z Nałęczowa. Najpierw do Szwajcarii, potem do Warszawy, gdzie urodził się ich syn Adam. Oktawia Żeromska zawsze dzielnie stała przy mężu. Fascynujące jest to, że jako osoba, która pochodziła z usytuowanej rodziny i obracała się w kręgach feministycznych, Oktawia zeszła na drugi plan w małżeństwie.

W końcu zamieszkali w Paryżu. Tam, po 20 latach, małżeństwo rozpadło się. Stefan szaleńczo zakochał się w młodszej o 26 lat malarce Annie Zawadzkiej. Gdy w 1913 roku urodziła się we Florencji ich córka Monika, przez pewien czas żył rozdarty między dwiema rodzinami. Oktawia nie godziła się na rozwód, mimo że wybrał życie z Anną.

W tym czasie syn Adam, który był zawsze słabego zdrowia, ze względów zdrowotnych mieszkał w Zakopanem, gdzie od 1913 r. chodził do gimnazjum. Był również skautem I Zakopiańskiej Drużyny Skautów im. Księcia Józefa Poniatowskiego.

Kiedy w roku 1918 Adam umierał w Zakopanem na gruźlicę, Stefan powrócił i wspólnie z Oktawią pomagał w przewiezieniu go do swojej Chatki w Nałęczowie. Do ostatnich chwil życia syna tu pozostał, by potem pogrążony w ojcowskim bólu napisać „O Adamie Żeromskim Wspomnienie”. Prawdopodobnie wtedy ostatni raz odwiedził Nałęczów.

Śmierć ta zamknęła rozdział rodzinnego życia Stefana i Oktawii. Po dwudziestu latach oddanej pracy Oktawia została porzucona przez męża dla innej, młodszej, ładniejszej. Choć do końca nie dała mu rozwodu, nigdy nie starała się podważyć testamentu w którym zapisał majątek Annie i córce Monice. Po śmierci syna Oktawia żyła tylko przeszłością i już nigdy nie wróciła w pełni do zdrowia psychicznego. Pamięć o Stefanie zachowała jednak do końca swojego życia.

Muzeum w Nałęczowie powstało właśnie z inspiracji Oktawii Żeromskiej, która po śmierci męża w listopadzie 1925 roku, przekazała Chatę narodowi w darze. Dwa tygodnie później Oktawia umarła.

Chata Stefana Żeromskiego zbudowana została w 1905 roku. Zaprojektował ją zaproszony do Nałęczowa przez Stefana Żeromskiego młody architekt Jan Koszczyc – Witkiewicz, późniejszy twórca warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej. Jan wkrótce stał się główną podporą rodziny Żeromskich. W 1908 ożenił się z córką Oktawii – Henryką Rodkiewiczówną, pasierbicą Żeromskiego. Opiekował się chorym Adasiem Żeromskim, potem samą Oktawią i jej matką, Oktawią Chmielewską. To on załatwiał sprawy rodzinne i realizował testamenty Żeromskich.

Chata Żeromskiego była jego pierwszą samodzielną realizacją i to on był również jej pierwszym kustoszem.

Letni dom „pracownia” Żeromskiego, zbudowany został z honorarium za „Popioły”. Był swoistym salonem literackim. Gościli w nim między innymi:  Zenon Przesmycki „Miriam”, Gustaw Daniłowski, Zofia Nałkowska, Ignacy Matuszewski, Władysław Tatarkiewicz. W Chacie pisarz ukończył „Dzieje grzechu”, napisał „Różę”, „Dumę o Hetmanie”, „Słowo o bandosie”.

17 czerwca 1928 r. otwarto w niej Muzeum Stefana Żeromskiego. Muzeum odwiedzili między innymi: Stanisław Pigoń, Gustaw Herling Grudziński, William Wharton, Czesław Miłosz czy Barbara Wachowicz.

Jest to niezwykle piękne miejsce, poruszające głęboko wyobraźnię.

Chata w stylu zakopiańskim, zbudowana została na wysokiej kamiennej podmurówce, z drewnianych bali łączonych „na zrąb” i przykryta dachem krytym gontem. Stanowi jednoizbową budowlę z gankiem wspartym na filarach.

Z tyłu za Chatą, obok wybujałych modrzewi sadzonych przez Janinę z Górskich Szokalską na imieniny Stefana, zachowała się oryginalna studnia z kołowrotkiem.

Tuż przy wejściu na posesję, rosną potężne topole, pamiętające lata świetności tego miejsca. Dziś użyczają cienia zwiedzającym Muzeum turystom i kuracjuszom przebywającym w Nałęczowie. Każdy może tu zajrzeć. By zobaczyć drewnianą chatę, w której czas się zatrzymał, wystarczy wspiąć się wąską stromą uliczką nazwaną od nazwiska pisarza.

Chata była dla Żeromskiego świątynią dumania, miejscem, gdzie realizował swoje plany, idee, marzenia. Stworzył sobie w niej własny azyl literacki.

Muzeum otwarto w 1928 roku i jest jednym z najstarszych muzeów literackich w kraju. Zgromadziło ponad dwa tysiące eksponatów. Największym jego walorem jest autentyczność zachowanej ekspozycji.

Jednoizbowe wysokie wnętrze chaty z białym kominkiem i dużymi oknami pełne jest śladów obecności pisarza. Obejrzeć można m.in. biurko i fotel – miejsce pracy pisarza, projektowane przez Koszczyc-Witkiewicza.

Znajdują się tu jego rodzinne pamiątki, listy, zbiór jego dzieł, w tym kilkanaście pierwodruków, tłumaczenia na języki obce.

Na ścianach znajdują się fotografie rodzinne żony Oktawii, syna Adasia i przyjaciół oraz obrazy i portrety pisarza pędzla wybitnych polskich malarzy z przełomu XIX i XX w.

Muzeum posiada rysunki i szkice Stanisława Witkiewicza (Witkaceg)o, projekty i rysunki Jana Witkiewicza, Henryka Siemiradzkiego, Stanisława Noakowskiego, Jana Stanisławskiego, kompozycje pejzażowe Oktawii Żeromskiej, a nawet dwa obrazy autorstwa samego Stefana Żeromskiego – “Widok z okna Chaty” oraz ilustracja do opowiadania “Rozdziobią nas kruki, wrony”.

Ekspozycja stanowi autentyczne wyposażenie dawnej pracowni pisarza – meble: kanapa, biurko, krzesła i fotele, za parawanem łóżko. Przed skromnym posłaniem stoi stolik do gry w szachy malowany w kwiaty przez Stanisława Witkiewicza i kufer podróżny pisarza, bo często wyjeżdżał – do Warszawy, Zakopanego, Szwajcarii, Paryża czy Florencji.

Szczyt ściany naprzeciw okna wieńczą trzy portrety Żeromskiego. Ostatni, namalowany w 1924 przez Tadeusza Pruszkowskiego powstał rok przed śmiercią pisarza.

Pierwszy z lewej to zaskakująco realistyczny wizerunek Żeromskiego namalowany w 1916 roku przez malarza, pisarza i filozofa Stanisława Ignacego Witkiewicza (Witkacego), będącego stryjecznym bratem Jana Koszczyc – Witkiewicza.  Największych rozmiarów portret namalował w 1900 roku Eligiusz Niewiadomski (malarz, który 22 lata później dokonał w warszawskiej Zachęcie zamachu na prezydenta Narutowicza). Portret Adasia to z kolei dzieło Leona Wyczółkowskiego.

Obok serwantki wyeksponowano strój skautowski Adasia Żeromskiego z okresu członkostwa w I Zakopiańskiej Drużynie im. Księcia Józefa Poniatowskiego.  W serwantce leżą podręczniki, zeszyty i przybory szkolne, pamiątki z podróży i wiele rysunków. Obok lustra znajdują się jego rękawice bokserskie i fotelik z lat dziecięcych, a w kącie narty oraz siodło i czekany. Na uwagę zasługuje kolekcja portretów pisarza autorstwa Stanisława Ignacego Witkiewicza, Eligiusza Niewiadomskiego, Tadeusza Pruszkowskiego, Michała Bojczuka z Ukrainy, Tymona Niesiołowskiego, Franciszka Siedleckiego.

W zbiorach znajdują się również dokumenty dotyczące działalności Towarzystwa Oświatowego “Światło”, budowy ochronki, kolekcja listów Stefana, Oktawii i Adama Żeromskich. Ekspozycję uzupełniają bibeloty, fotografie rodzinne z różnych okresów życia pisarza i jego rodziny.

Przy tym niewielkim biurku Żeromski pisał „Dzieje grzechu”. Tutaj również powstawały: „Róża”, „Duma o hetmanie”, „Słowo o Bandosie”, „Dzienniki”, „Z odczytem”, „Siłaczka”, fragmenty „Dzienników”.

Tuż za chatą w dolnej części ogrodu, znajduje się grobowiec – mauzoleum Adama Żeromskiego, przedwcześnie zmarłego syna artysty.

Mauzoleum zaprojektował także Jan Koszczyc – Witkiewicz, który za ten projekt architektoniczny został nagrodzony srebrnym medalem w Paryżu na wystawie Art Deco w 1925 roku.

Jest to strzelisty obiekt, zbudowany z kamienia wapiennego w kształcie półstożka, z dachem sięgającym ziemi i pokrytym czerwoną dachówką.

Adam po śmierci został pochowany na cmentarzu parafialnym. Po zakończeniu budowy mauzoleum 19 marca 1922 roku, jego ciało zostało przeniesione, by spocząć w sarkofagu z czarnego marmuru ze złoconą inskrypcją: „D.O.M. ś.p. Adam Żeromski, ur. dn. 5 września 1899 r. Warszawie, zgasł dn. 30 lipca 1918 w Nałęczowie. Boże przytul do łona jego czystą duszę”.

Mauzoleum jest miejscem spoczynku tylko Adama. Stefan Żeromski został pochowany na warszawskim cmentarzu ewangelicko-reformowanym, zaś Oktawia Żeromska na cmentarzu w Nałęczowie.

Z inicjatywy Stefana Żeromskiego w latach 1906-1907, w części wschodniej, na Pałubach w kierunku na Strzelce, powstała Ochronka:  „Któregoś z następnych dni, gdym się wlókł przez nałęczowski park, dopędził mię p. Jackowski, tapicer, członek zarządu naszej szkoły i zaproponował w imieniu tego zarządu, żeby tę szkołę nazwać imieniem Adama Żeromskiego. Ach, przystałem! Tegoż dnia spisałem akt, iż oddaję własność gmachu przyszłemu rządowi polskiemu, skoro tylko rada zarządzająca uzna, iż chwila już jest stosowna, — oraz, że ta szkoła ma się na zawsze nazywać „Ochrona dla dzieci nałęczowskich imienia śp. Adama Żeromskiego.“

Ochronka (ul. Stanisława Augusta Poniatowskiego 33) wykonana została również w stylu zakopiańskim wg projektu Jana Koszczyc-Witkiewicza, stanowiącym przykład nowatorskiego rozwiązania zestawienia materiałów: cegły, kamienia i betonu. Literacki opis „Ochronki” Stefan Żeromski uwiecznił w „Róży”:
 „Prześliczne szkolne wzgórze. Na froncie placu, tuż za drogą, wznosi się piękny, murowany dom. Ściany z szarego kamienia fugowane cementem, mocny dach łamany od wyglądków i balkonów, weranda podparta przez łukowe arkady”.

Żeromski z żoną Oktawią zaangażowali się w sprawy gromadzenia funduszy i pozyskiwania materiałów na jej budowę. Na ten cel urządzano kwesty, koncerty i przedstawienia. W Krakowie, z inicjatywy Stefana Żeromskiego, wydano książkę zbiorową „Na nową szkołę”, a dochód z jej sprzedaży został przeznaczony na Ochronę. Pisarz ofiarował też własne oszczędności oraz honorarium za „Dzieje grzechu”. Był stale zaangażowany również podczas realizacji projektu; sam zamawiał dachówkę i inne materiały, często przebywał na placu budowy.

Od początku swego istnienia Ochrona funkcjonowała pod patronatem Towarzystwa Oświatowego „Światło”, ale jej formalnym właścicielem był Stefan Żeromski. Budynek powszechnie zwany „Domem Światła” służył dzieciom – zajęcia odbywały się w 2. grupach wiekowych: przedszkolnej i szkolnej, czynna była świetlica z czytelnią, ale i dorosłym – odbywały się w nim odczyty, spotkania, działała biblioteka. W latach 1919 -1920 nastąpiło upaństwowienie Ochronki. Żeromski zrzekł się wszystkich praw do budynku i parceli. Ochronka stała się pierwszym państwowym przedszkolem w Polsce (Przedszkole im. Adama Żeromskiego), które funkcjonowało do roku 2001.

Od grudnia 2017 roku mieści się tutaj Muzeum Bolesława Prusa, nadwornego piewcy piękna Nałęczowa. Muzeum to przez wiele lat (od 1961 roku) mieściło się w Pałacu Małachowskich, gdzie mieszkał i pisał o Nałęczowie w swoich felietonach.

Dziś, po wejściu w jej progi, wita nas znajoma sylwetka innego wielkiego pisarza.

W północnej elewacji nad drzwiami wejściowymi przyciągają uwagę wykute w tynku słowa wieszcza: ”Pomiędzy dzieci Boże próżno ten wniść pragnie kto się u drzwi tak nisko jak dzieci nie nagnie. Adam Mickiewicz”.

Wewnątrz, w sali głównej, górę ścian zdobi panneau malowane na płótnie przez Kazimierza Młodzianowskiego w 1911 roku pt. „Alegoria życia ludzkiego”.

Muzeum gromadzi pamiątki i materiały dokumentujące życie i twórczość pisarza, przypomina jego związki z Nałęczowem i rodzinną ziemią lubelską.

Prus jako pierwszy pisał swoje utwory na maszynie do pisania. W muzeum odtworzono jego biurko z gabinetu warszawskiego, na którym stoi amerykańska maszyna marki Hammond, zbliżona do tej, której używał pisarz.

Młody Aleksander Głowacki uczęszczał do Gubernialnego Gimnazjum Lubelskiego. Szkołę ukończył 30 czerwca 1866 roku z wynikiem celującym, otrzymując upragnione świadectwo maturalne.

Jak widać, Aleksander posiadał raczej umysł ścisły i chciał kontynuować naukę w tym kierunku. Chciał zostać naukowcem. W 1866 wstąpił do Szkoły Głównej w Warszawie na Wydział Matematyczno-Fizyczny. W Warszawie, zdany na własne siły, zarabiał na studia jako guwerner i korepetytor, co nie przynosiło jednak znacznych zysków. W wolnych chwilach pisywał listy do „Kuriera Świątecznego”, które podpisywał pseudonimem Jan w Oleju. Ze względu na chorobę umysłową brata i trudności materialne, w roku 1869 (będąc już na trzecim roku studiów), zmuszony był je przerwać.
Próbował różnych zawodów, dzięki którym mógłby zarobić na życie; był m.in. fotografem, ulicznym mówcą, ślusarzem w fabryce Lilpopa i Raua.
Za debiut prasowy Aleksandra Głowackiego uważa się zamieszczony w czasopiśmie „Opiekun domowy” z 1872 roku artykuł społeczny Nasze grzechy. Później ukazywały się też felietony Listy ze starego obozu, które autor po raz pierwszy podpisał pseudonimem Bolesław Prus.

W roku 1874 Głowacki związał się z „Kurierem Warszawskim”, który zaczął zamieszczać jego felietony i reportaże pisane podczas licznych wędrówek reporterskich po kraju.

Kariera felietonisty w kilku czasopismach, którą początkowo traktował drugorzędnie (miał stałą pracę kasjera w banku), przyniosła mu znaczne dochody i czasowo zapewniła stabilizację finansową.

W 1875 roku w lubelskim kościele, 32 letni Aleksander Głowacki wziął ślub z Oktawią Trembińską (stwierdzam, że imię Oktawia musiało być w tych czasach bardzo popularne!), daleką kuzynką ze strony matki. Para nigdy nie doczekała się własnego potomstwa, natomiast ich przybrany syn Emil w wieku 18 lat popełnił samobójstwo z powodu nieszczęśliwej miłości.

Gdy po raz pierwszy przybył do Nałęczowa, miał 35 lat. Był już mocno doświadczonym przez los człowiekiem ale i znanym autorem. Leczył się tu i pisał. Stąd wysyłał felietony, fragmenty powieści i obfitą korespondencję. Korzystał z uroków Nałęczowa, spacerował, grał w szachy, odwiedzał znajomych, rozmawiał z kuracjuszami.

Bolesław Prus (Aleksander Głowacki) starszy od Żeromskiego o 17 lat zaczął przyjeżdżać do Nałęczowa wcześniej. Pierwszy raz w 1882 roku, bo rozwijający się kurort cieszył się renomą nowoczesnego ośrodka leczniczego i pisarz przybył tu, by leczyć agorafobię, czyli nękający go irracjonalny lęk przed przebywaniem na otwartej przestrzeni, miejscami publicznymi czy samotnym podróżowaniem, wywołany obawą przed napadem paniki i brakiem pomocy.

Ulubionym miejscem Prusa w Nałęczowie był pałac Małachowskich. W pokoju na piętrze obok wieży, a potem na parterze, od strony północno-zachodniej, mieszkał i pisał „Placówkę”, „Lalkę”, a przede wszystkim „Kroniki”. Ale nie było to jedyny adres, gdzie mieszkał podczas nałęczowskich pobytów. Zatrzymywał się w różnych miejscach, m.in. w willi pod Matką Boską (pisałam o tym  (TUTAJ) ).

Muzeum w Nałęczowie to jedyne muzeum w Polsce poświęcone pamięci Bolesława Prusa. Inicjatorem zorganizowania w Nałęczowie Muzeum Bolesława Prusa był prof. dr Feliks Araszkiewicz, polonista z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wybitny znawca życia i twórczości autora „Lalki”, bywalec Nałęczowa żywo interesujący się jego historią.

W swoich zbiorach Muzeum posiada przeważającą część zachowanej korespondencji Prusa m.in. do: żony – Oktawii Głowackiej z Trembińskich, Aliny Sacewiczowej, Antoniego Osuchowskiego oraz autografy notatek twórczych, artykułów i konspektów, pierwodruki, egzemplarze korektowe dzieł oraz liczne ich przekłady na języki obce.

Cennymi eksponatami są również fotografie pisarza, jego bliskich oraz zdjęcia wykonane przez Bolesława Prusa w 1904 r. w Nałęczowie, barwne ilustracje Edwarda Okunia do powieści „Faraon” czy projekt okładki Stanisława Witkiewicza do pierwszych opowiadań.

Muzeum Bolesława Prusa uzupełnia wiedzę o literackim Nałęczowie, propaguje twórczość autora „Lalki” i jego zasługi w popularyzowaniu działalności Zakładu Leczniczego. Przypomina o związkach pisarza z Lubelszczyzną.

Po latach Bolesław Prus postrzegany był w Nałęczowie jako człowiek pogodny, pełen humoru, szczery i otwarty. Jakim był jednak Prus naprawdę, nikt tutaj nie wiedział i nie mógł wiedzieć. Nikt nie znał jego duszy i problemów, które go dręczyły. Nie wiedziano tu nic o jego sieroctwie w młodości, które kładło się cieniem na jego charakterze i osobowości, nie znano rozmiarów smutku, który wynikał z braku rodzinnego i własnego domu, a może z braku własnych dzieci. Dla nałęczowian był po prostu „Dziadziem Prusem”.

Bolesław Prus zawitał do Nałęczowa jako kuracjusz, z nadzieją wyleczenia lęku przestrzeni. Leczył się i odpoczywał corocznie w latach 1882-1910 pozostawiając wśród mieszkańców żywe wspomnienia. Do dziś jego imieniem nazywane są miejsca, w których najczęściej go widywano: ulica Prusa, Góra Prusa, Wąwóz Głowackiego czy wspomniany wcześniej Domek Prusa. Także pobudowane w 1904 r. Kąpiele Tanie przeznaczone dla okolicznych rzemieślników i włościan nazwano imieniem Bolesława Prusa dla upamiętnienia szerzonej przez autora oświaty zdrowotnej wśród ludu.

Idąc na północ miasteczka, ulicą jego imienia, dochodzimy do wzgórza Jabłuszko.

Wcześniej, na wprost skręcającej w lewo ulicy, mijamy ważne historycznie miejsce, które to (tak jak jeszcze wiele innych w Nałęczowie) jest zupełnie nieoznaczone, a szkoda.

Tą mało widoczną ścieżyną dochodzimy na szczyt wzgórza, gdzie, jak głosi miejscowy przekaz, mieli być pochowani Powstańcy, którzy w styczniu 1864 r. polegli w potyczce z Rosjanami. Zwłoki powstańców, prawdopodobnie wykopano nocą, oczywiście wbrew zakazowi władz rosyjskich i przeniesiono na pobliski cmentarz.

Pierwotnie na szczycie stał tylko drewniany krzyż poświęcony poległym powstańcom. Na krzyżu, pod wygiętym metalowym daszkiem umieszczona jest malutka figurka ukrzyżowanego Chrystusa. Na ramionach przymocowane są narzędzia Męki Pańskiej: młotek, obcęgi, drabina i gwoździe.

W 1902 przed krzyżem stanęła kapliczka. Postawił ją uczestnik powstania styczniowego Mateusz Korwin-Wójcicki jako wotum dziękczynne za szczęśliwy powrót z Syberii po kilkunastu latach zsyłki. Dziękując za to Bogu oraz dla upamiętnienia poległych towarzyszy niedoli, postawił krzyż a potem kapliczkę na Krzyżowej Górze, gdzie codziennie przychodził się modlić. 

Kapliczka jest drewniana, na betonowej podstawie, konstrukcji domkowej i nakryta blaszanym dwuspadowym dachem. Od frontu ma przeszklone drzwi i dwa okna po obu stronach. Wewnątrz znajduje się podwyższenie w formie stołu. Nad nim wisi stary oleodruk przedstawiający Matkę Bożą z otwartym sercem. Obraz ten prawdopodobnie powiesiła jedna z kuracjuszek kiedy przychodziła się modlić do Matki Bożej o szczęśliwy powrót syna z wojny rosyjsko-japońskiej. Z lewej strony widać dość duży krucyfiks, a z prawej figurę Matki Bożej. Na bocznych ścianach wisi kilka niewielkich obrazów.

W oknie zamieszczono taką oto informację:

Mateusz Korwin Wójcicki ostatnie lata życia spędził u syna Wincentego, właściciela sklepu kolonialno – spożywczego w Nałęczowie. Zmarł w 1916 roku przeżywszy sto lat. Pochowany jest na miejscowym cmentarzu.

Miejsce to emanuje ciszą i spokojem skłaniającym do kontemplacji. Niewątpliwie sprzyja temu teren wokół kapliczki gęsto porośnięty młodymi klonami i błękitniejącym na wiosnę barwinkiem pospolitym.

Stromym zboczem schodzimy w dół, do ulicy Prusa, by po chwili znaleźć się przed takim oto widokiem:

Tabliczka informuje nas, że jest to teren prywatny, jednakże zachowując odpowiedni spokój i powagę, możemy udać się na zwiedzanie tego niezwykłego miejsca .

Archidiecezjalny Dom Rekolekcyjny pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej, czyli tak zwany Dom Rekolekcyjny na Jabłuszku to budynek dawnej Szkoły Żeńskiej Gospodarstwa Wiejskiego zwanej Szkołą Ziemianek.

Na początku XX w. Stowarzyszenie Zjednoczonych Ziemianek rozpoczęło szeroką akcję oświatową na wsi. W zaborze rosyjskim, by uzyskać zgodę na rejestrację szkoły powołano „Kursy Tkactwa i Gospodarstwa” i wynajęto willę „Polesie Małe” (własność hrabiów Miączyńskich z Wołynia). Z czasem szkoła przeniosła się na wzgórze Jabłuszko.

Gmach z czerwonej cegły został wzniesiony w latach 1907 – 1912. To tutaj, pod zarządem Stowarzyszenia Zjednoczonych Ziemianek (któremu przewodniczyła Maria Kleniewska – właścicielka majątku w Kluczkowicach), szkoła funkcjonowała do 1938 roku.

 

Stowarzyszenie Ziemianek stawiało sobie za cel podniesienie świadomości młodych kobiet w zniewolonym wówczas kraju oraz pobudzenie ich do aktywności i większego zaangażowania w gospodarstwie wiejskim. W szkole „Ziemianek” dziewczęta z drobnych gospodarstw rolnych przygotowywane były do podnoszenia szeroko pojętej kultury na wsi oraz uczyły się samodzielności, zaradności, niezależności, oszczędzania i patriotyzmu.

Samą Szkołę zorganizowano pod nazwą: 11-miesięczne Kursy Gospodarstwa Domowego dla Córek Drobnych Rolników. Kurs obejmował zajęcia teoretyczne i praktyczne. Zgodnie z porami roku dziewczęta uczyły się sezonowych prac w gospodarstwie, a także haftu, szycia, gotowania i innych przydatnych w codziennym życiu umiejętności. Ponadto prowadziły teatr amatorski i redagowały gazetkę „Promyk„.

Podobna szkoła o rolniczym charakterze dla mężczyzn prowadzona była w Domu Ludowym przy ulicy Lipowej.

Szkoła działała z sukcesami do 1918roku, kiedy to pogorszyła się znacznie jej sytuacja finansowa. Stopniowo wzrastające zadłużenie doprowadziło do jej likwidacji i zamknięcia w 1936 roku.

Po zakończeniu działalności obiekt dawnej Szkoły Ziemianek w 1938 roku zakupiła Rzymsko-Katolicka Diecezja Lubelska i powierzyła siostrom ze zgromadzenia betanek. Siostry Betanki przebywały tam przez całą wojnę. W 1946 roku Stefan Wyszyński, ówczesny biskup lubelski, przekazał budynek Siostrom Urszulankom Serca Pana Jezusa Konającego (Urszulankom szarym), które prowadziły dom rekolekcyjny. 

W latach 60. XX wieku pensjonat na „Jabłuszku” był ulubionym miejscem wypoczynku Kazimiery Iłłakowiczówny, poetki, autorki książek wspomnieniowych, sekretarki marszałka Piłsudskiego w Ministerstwie Spraw Wojskowych.

W latach 1979-1982 trwa budowa drugiego domu a budynek gospodarczy przerobiono na kaplicę. Stary dom poddano gruntownemu remontowi.

Od 1983 r. w Domu Rekolekcyjnym zamieszkały Siostry Pasterki, a w latach 1993-2001, Siostry Zmartwychwstanki. Obecnie ośrodkiem zawiadują Siostry Honoratki – Małe Siostry Niepokalanego Serca Maryi.

Ośrodek rekolekcyjny tworzą dwa budynki znajdujące się w ogrodzie wypełnionym bogactwem drzew ozdobnych i owocowych, krzewów i kwitnących bylin.

Zabytkowy budynek po dawnej szkole został odpowiednio przystosowany do aktualnie spełnianej funkcji, drugi zaś został wybudowany już na potrzeby grup rekolekcyjnych.

Posiada on w pełni medialną i wyposażoną salę konferencyjną (projektor, nagłośnienie, telewizor, możliwość podłączenia laptopa), dwie kaplice, nowoczesne kuchenne zaplecze, a także przytulne pokoje różnej wielkości. Łącznie znajdzie się tu miejsce dla 96 osób. Posiłki serwowane przez pracowników domu przyrządzane są z produktów pochodzących od okolicznych rolników, z którymi Dom Rekolekcyjny na Jabłuszku współpracuje od wielu lat.
Nie bez znaczenia jest też możliwość zaparkowania w ramach ośrodka na monitorowanym „Zielonym Parkingu” sporej ilości samochodów i to w sposób nie umniejszający komfortu pobytu.
Dziś przyjeżdżają tu wspólnoty i grupy z całej Polski, by odbyć rekolekcje, a także odpocząć od codzienności i problemów z nią związanych. Równie często księża i siostry zakonne przeżywają w Domu na Jabłuszku swoje dni skupienia. Z pewnością jest to miejsce przystosowane dla każdego, kto pragnie ciszy, spokoju, czy też modlitwy.
Ogród daje możliwości korzystania ze spacerów, przyjemnej konwersacji, zamyślenia i refleksji. Wkomponowane zaś w całość znaki religijne jak krzyż, figurka Matki Bożej czy figura Chrystusa Frasobliwego, sprzyjają indywidualnej modlitwie w plenerze.
Na ogrodzonym terenie obiektu wydzielone jest też miejsce na ogniska i rekolekcyjne „pogodne wieczory”.
Przebywając w Nałęczowie, warto odwiedzić wzgórze Jabłuszko chociażby z powodów czysto estetycznych.
Z tyłu, za posiadłością, roztacza się przepiękny widok na pełną aromatów Słowiczą Dolinę.
Przepiękną panoramę można również podziwiać spacerując biegnącą w dole uliczką Słowiczą. W głębi, za podmokłymi łąkami wije się kręta rzeka Bystra.
W maju, wieczorem, nocą i wczesnym rankiem, można się tutaj do upojenia wsłuchiwać w słowicze trele.
Nic więc dziwnego, że podczas sezonu lubili się tutaj przechadzać kuracjusze z Zakładu Leczniczego.

Lubił tutaj przychodzić także Bolesław Prus, by o zachodzie słońca podziwiać ze wzgórza fantastyczną grę kolorów nad doliną rzeki Bystrej. I wtedy właśnie mógł wymyślić to właśnie zdanie: „Są chwile w życiu ludzkim, podczas których milczenie zastępuje najwznioślejszą mowę”.

W Nałęczowie można długo spacerować śladami pisarzy, artystów i innych wielkich postaci, którzy  tłumnie odwiedzali uzdrowisko, mieszkali w nim a także w nim umierali.

Wśród drzew na wzgórzu kościelnym, zwanym również Wzgórzem Bochotnickim, znajduje się kościół św. Jana Chrzciciela.
Tuż za murem kościelnym rozciąga się cmentarz. Jest to miejsce niezwykłe. Mówią, że gdy w Dniu Wszystkich Świętych zapłoną znicze, to wydaje się, że ziemia na stromym wzgórzu  płonie, a dusze zmarłych unoszą się wysoko nad mogiłami.
A jest tych dusz bez liku, bo cmentarz jest stary (został wpisany do Rejestru Zabytków Województwa Lubelskiego) i bardzo rozległy.
Część wzgórza położonego na wschód od kościoła zajmuje cmentarz parafialny, założony w początkach XIX wieku, na terenie ogrodu plebańskiego. Przez wiele lat był wystarczający na potrzeby niedużej parafii. Powiększono go dopiero około 1870 roku, a pod koniec XIX wieku obsadzono rosnącymi tu do dziś lipami. Kolejne powiększenie nastąpiło w 1971 roku w kierunku południowym, a w roku 1992 założono nowy cmentarz komunalny.

Obszar cmentarza XIX–wiecznego jest do dzisiaj czytelny – wyznaczają go stare nagrobki często o wysokich walorach artystycznych. Niestety spośród 1400 nagrobków datowanych na lata przedwojenne, zachowało się do dzisiaj niewiele ponad 200.

W kwaterach w pobliżu kościoła znajdują się pomniki nałęczowskich proboszczów i wikariuszy. Naprzeciw bramy cmentarnej uwagę przyciąga granitowy głaz z tablicą poświęconą Pamięci Nałęczowskich Sybiraków. W mogiłach zbiorowych pochowani są partyzanci z różnych obozów politycznych oraz zakładnicy zamordowani przez Niemców w 1942 roku w Nałęczowie. Oprócz tego wiele tu pomników i mogił żołnierzy różnych stopni, urzędników z różnych instytucji, wspaniałych rzemieślników, ogrodników, zmarłej młodzieży a także robotników i rolników z okolicznych wsi.

Wśród najstarszych istniejących nagrobków przyciąga wzrok grób Tytusa Rakowskiego. Powstał w 1858 r. w klasycystycznej formie.

Tytus Rakowski to dawny właściciel folwarku Nałęczów. W 1856 roku przejął część dóbr nałęczowskich, odziedziczonych później przez synów Henryka i Karola. Był sędzią pokoju okręgu kazimierskiego, oficerem Wojsk Polskich i powstańcem listopadowym. Miejsce to budzi zadumę, ale jest też inspiracją dla ludzi pióra. Legendę o spoczywającym tu dziedzicu Tytusie Rakowskim, uwiecznił Stefan Żeromski w opowiadaniu „Zemsta jest moją”.

Tu spoczywają wielkie postaci związane z historią uzdrowiska, a przede wszystkim inżynier Michał Górski, od 1878 roku kolejny właściciel Nałęczowa.

Kontynuując ideę uzdrowiskową po swoim poprzedniku Antonim Małachowskim, Michał Górski wydzierżawił teren dzisiejszego uzdrowiska trzem lekarzom, którzy właśnie powrócili do kraju z zesłania na Sybir. Wkrótce lekarze ci powołali spółkę do prowadzenia Zakładu Leczniczego, skutkiem czego już około 1880 roku, do Nałęczowa zaczęli zjeżdżać pierwsi kuracjusze.

Również i oni znaleźli swoje miejsce na nałęczowskim cmentarzu. Ci wskrzesiciele, nierozłącznie związani z historią uzdrowiska, to:

  • „Ten co zawsze i wszędzie dobro współbraci na pierwszym miał względzie” – uczestnik powstania styczniowego, sybirak – doktor Fortunat Nowicki, twórca Zakładu Leczniczego w Nałęczowie,

  • uczestnik powstania styczniowego, sybirak – doktor Wacław Lasocki – prezes Rady Zarządzającej Zakładu Leczniczego, współzałożyciel Muzeum Nałęczowskiego oraz jego wieloletni kustosz. Jako jedyny ze wskrzesicieli Nałęczowa doczekał odzyskania niepodległości.

  • oraz uczestnik organizacji przygotowującej powstanie styczniowe, sybirak – doktor Konrad Chmielewski – dyrektor Zakładu Leczniczego. Z boku pomnika wyryto napis: „Kochał bez granic, cierpiał bez skargi, pracował bez wytchnienia, żył bez samolubstwa, umarł bez trwogi”.

Sybirakiem był też Julian Morzycki. Z dawnymi towarzyszami zesłania czynnie uczestniczył w tworzeniu uzdrowiska w Nałęczowie, którego był administratorem w latach 1893-1897.

Nieopodal spoczywa również Oktawia z Medunieckich, primo voto Radziwiłłowiczowa, secundo voto- Chmielewska, czyli żona Konrada Chmielewskiego.

Obok, pod misternie rzeźbioną płytą, spoczywają prochy Oktawii Wiktorii Cecylii Radziwiłłowiczówny. To córka Oktawii Chmielewskiej i jej pierwszego męża – lekarza Ignacego Radziwiłłowicza, późniejsza pasierbica Chmielewskiego.

Jak już wcześniej pisałam, pierwszym mężem Oktawii Wiktorii Cecylii Radziwiłłowicz był Henryk Rodkiewicz,  uczestnik Powstania Styczniowego, sybirak, który spoczywa w niedalekiej mogile.

Jego powstańcze losy stały się tworzywem literackim dla Stefana Żeromskiego tak dalece, że trzy lata po śmierci Rodkiewicza, Stefan Żeromski poślubił Oktawię.

Na nałęczowskim cmentarzu nie jest pochowany ani syn Żeromskich, ani sam pisarz. Po śmierci niespełna dziewiętnastoletniego Adama, miejscowy proboszcz podobno czynił trudności z pochówkiem chłopca ze względu na przewinienia ojca: związek z dwoma kobietami oraz napisanie powieści „Dzieje grzechu”, w której bardzo odważnie ukazana jest seksualność i destrukcyjna siła miłości. Pogrzeb Adasia przebiegł jednak normalnie. W miejscowym kościele parafialnym odprawiono mszę, a ciało pochowano na cmentarzu. Ale cztery lata później trumnę przeniesiono do nowo powstałego Mauzoleum obok Chaty – pracowni ojca.

Stefan Żeromski został pochowany przez swoją drugą rodzinę na cmentarzu ewangelicko-reformowanym w Warszawie.

Najokazalszym na cmentarzu jest nagrobek rodziny Wernickich, właścicieli majątku w Czesławicach położonych niedaleko Nałęczowa. Trudno go pominąć, bowiem nasz wzrok już z daleka przyciąga niezbyt gustowne zadaszenie. Osłania ono jednak prawdziwą perłę – jedyną w Polsce rzeźbę Emilio Zocchi (1853- 1913) – światowej sławy rzeźbiarza z Florencji.

Grobowiec składa się z sarkofagu oraz rzeźby z białego kararyjskiego marmuru przedstawiającej Michała Archanioła oczekującego w zadumie na Sąd Ostateczny. Pomnik pochodzi z 1904 roku a jego fundatorem był Wacław Wernicki.

Rodzina Wernickich wywodziła się od Wierzynka, podskarbiego Kazimierza Wielkiego. Pochodzili z Flandrii. Ich rodowe nazwisko brzmiało – Versing, herbu Łagoda. Ród Wernickich chlubnie wpisał się w tradycje walk niepodległościowych Polaków, od konfederacji barskiej począwszy, aż po Powstanie Styczniowe. Wacław Wernicki po przybyciu do Królestwa Polskiego z Rusi (lub Ukrainy), zamieszkuje z rodziną w Warszawie i dziedziczy po śmierci ojca (1867) magazyn futrzarski, w tym też czasie poślubia piękną Elżbietę Lilpop, córkę znanego warszawskiego przemysłowca i wybitnego konstruktora. W 1886 roku Wernicki kupuje żonie Elżbiecie majątek Czesławice, gdzie rozpoczyna budowę pałacu w stylu włoskiego neorenesansu z parkiem w stylu angielskim. Wernicki był znawcą i miłośnikiem sztuki i często podróżował z rodziną po Europie. Idyllę tę przerwała ciężka choroba żony. Elżbieta Wernicka zmarła w Warszawie 29 maja 1900 roku, w wieku 47 lat. Pochowano ją w grobowcu matki Wacława, Konstancji Wernickiej oraz Franciszka Burgibey – Wernickiego, weterana Powstania Styczniowego. Za radą szwagra zmarłej, Henryka Marconi, Wacław nawiązał kontakt z włoskim rzeźbiarzem, Emilio Zocchi i tenże przyjął zlecenie wykonania rzeźby. Twarz anioła przypomina Elżbietę Wernicką – żonę fundatora pomnika. Artysta wykuł ją na podstawie fotografii, która została przesłana do Włoch. Rzeźbę razem z płytami grobowca, przywieziono do Królestwa w 1904 roku, a całość  zmontowali miejscowi kamieniarze.

Nałęczowski cmentarz jest miejscem wiecznego spoczynku nie tylko lekarzy, ale i innych szanowanych osobistości. Wśród cmentarnych pomników, można dostrzec nazwiska znanych i cenionych artystów plastyków. Na pomniku z 1863 roku widnieje nazwisko sławnego malarza i ilustratora książek polskich („Pan Tadeusz”), francuskich i amerykańskich – Michała Elwiro Andriollego.

W Nałęczowie pojawił się pod koniec XIX wieku.  Zauroczony widokami miasteczka, rysował je i umieszczał w prasie warszawskiej. Nałęczowskie lipy pozowały mu do jego ilustracji, a umierając kazał się pochować na miejscowym cmentarzu w cieniu owych lip. Dziś jego grób należy do najczęściej odwiedzanych.

Odszukać można grobowiec Marii i Jana Żylskich, malarki i rzeźbiarza, twórców, którzy założyli w Nałęczowie szkołę i warsztaty rzeźbiarskie, dające początek obecnej Szkole Plastycznej oraz pomnik Józefa Abramowicza, malarza koni. Jest tu też grób malarza Krystyna Henryka Wiercieńskiego i jego rodziny. Tutaj tez pochowany jest malarz Jarosław Olejnicki, długoletni prezes Towarzystwa Przyjaciół Nałęczowa. Również Janina Zielińska, ceniona portrecistka i malarz Kazimierz Smuczak pochodzący ze Lwowa. Spoczywa tu także rzeźbiarz Michał Pudełko i Romuald Kononowicz – malarz, brat Zenona. Obydwaj pracowali w Liceum Sztuk Plastycznych.

W dolnej, lewej części cmentarza można zobaczyć pomnik Jerzego Kursy, artysty plastyka, wieloletniego nauczyciela Liceum Sztuk Plastycznych w Nałęczowie i wykładowcy Instytutu Wychowania Artystycznego UMCS w Lublinie.

Można też wypatrzeć grób Anity Baszanowskiej – żony Waldemara, wybitnego ciężarowca, mistrza olimpijskiego. Nie brak też tu ludzi pióra, takich jak: Kazimierz Gliński, Mieczysław Gliński czy Waldemar Babinicz.

Niebywały urok tego cmentarza zachwycał już w XIX w. Pisali o nim różni ludzie pióra bywający w Nałęczowie, a przede wszystkim Bolesław Prus i Stefan Żeromski. Ewa Szelburg-Zarembina pisała o nim tak: „Cmentarz ten był jak małe narodowe sanktuarium. Spomiędzy na jedną modłę odarnionych mogiłek, to zapadłych już środkiem ze starości, to nastroszonych świeżą gliną, wznosiły się gęsto kamienne grobowe pomniki, noszące na sobie nazwiska znane w kraju, nierzadko i za granicą, niektóre z nich rozsławione szeroko w świecie”.

Jej życie i twórczość złączyły się z Nałęczowem nierozerwalnie. W jednej ze swoich książek napisała: „Wracając do Nałęczowa, choćby tylko w myślach, za każdym razem zastanawiać się muszę, czy wszyscy – godni pamięci nałęczowianie zostali uczczeni trwałym wyrazem pamięci, chociażby tylko zwyczajnie tablicami na murach domów, w których przebywali. Wprawdzie stary cmentarz cały jest – jak już pisałam – jakby jedną tablicą godną szacunku i głębszego jej poznania”.

I ona znalazła tutaj miejsce wiecznego spoczynku. Spoczywa wraz z mężem Józefem Marianem Zarembą. Nieopodal, w oddzielnej mogile leżą ukochani rodzice pisarki.

Atmosfery nałęczowskiego cmentarza nie sposób opisać. Trzeba przyjechać i niespiesznie go poznać. Spoczywa tu wielu ludzi zasłużonych, których czyny nie powinny być zapomniane. Nałęczów został obdarzony przez nich czymś , co przetrwało o wiele dłużej niż oni sami – pięknem wynikającym nie ze zwykłego kaprysu, ale rzeczywistego zaangażowania i pasji.

O Nałęczowie można opowiadać jeszcze długo. Bolesław Prus napisał o Nałęczowie: „Nałęczów leczy serce, Nałęczów leczy duszę. Kto chociaż raz odwiedził Nałęczów, ten wyjedzie stąd innym, lepszym człowiekiem”. I tak chyba jest.
Dziś udaliśmy się na wędrówkę po miejscach które Wam odkryłam, a które wciąż na nowo chcą być odkrywane. Nałęczów jest pełen takich miejsc. Dla każdego mogą to być miejsca inne, albo zupełnie mi jeszcze nieznane.
Na pewno warto tutaj zajrzeć. I dobrze jest wiedzieć troszkę z historii tego miejsca. A poza tym? Tu jest pięknie. Tu jest naprawdę pięknie!

 

***

 

Źródło:   https://pl.wikipedia.org/;   https://commons.wikimedia.org (autor M.Bucka);   http://salonliteracki.pl;   https://www.naleczow.com.pl;   http://www.polskaniezwykla.pl;   https://umnaleczow.bip.lubelskie.pl;   http://tbc.tarnobrzeg.pl;   http://naleczowskispleen.pl;     https://lublin.gosc.pl;   https://pl.wikisource.org/;   https://www.portalsamorzadowy.pl;    https://regiony.rp.pl;   https://www.muzeumlubelskie.pl;   https://lublin.naszemiasto.pl;   https://zabytek.pl;

One comment

Skomentuj Anna Bryłka Anuluj pisanie odpowiedzi