Niedziela, 23 lipiec, nieformalne święto – Dzień Włóczykija. Pomimo że kultowy Włóczykij kojarzy się większości ludzi z postacią z „Muminków”, to określenie to wzięło się od średniowiecznych studentów – żaków, którzy wędrowali od miasteczka do miasteczka zajmując się przedstawianiem scenek czy poezji śpiewanej za pieniądze.
Tadeusz Woźniak i Gawęda – Niczyje dni (Włóczykije)
W ten jeden dzień w roku, w ten lub w jakikolwiek inny, wyjdźcie z domu. Pierwsza myśl która Wam przyjdzie do głowy, niech będzie taka: w którą stronę pójść, żeby nigdzie nie pójść? I pójdźcie bez celu, bez zaplanowanej drogi, ot tak, przed siebie, gdzie oczy poniosą. Spacerujcie tu i ówdzie, siadajcie na trawie i pijcie wodę. Niech będzie słońce świeciło, wiatr powiewał, a ptaki śpiewały. Nie musicie nic. Podrepczcie bez celu paręnaście kilometrów będąc tu i ówdzie, a tak naprawdę – nigdzie. Prócz człapania krok za krokiem nie róbcie niczego istotnego, no może oprócz przeczesywania myśli i zastanawiania się nad tym i owym. I będzie Wam z tym bardzo dobrze.
Takie Święto Włóczykija polecam każdemu, choć raz w roku i niekoniecznie 23 lipca.
„Włóczykij wędrował cały dzień przez niezbadane okolice, słysząc nad sobą nawoływanie ptaków przelotnych. Szło mu się łatwo, plecak był niemal pusty, a trosk nie miał żadnych. To jest wieczór na piosenkę – pomyślał Włóczykij – na nową piosenkę, która składać się będzie w jednej części z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt”. (Tove Jansson „Opowiadania z doliny Muminków”)