Poświąteczne reminiscencje, czyli … jakie były minione święta

Czwartek, 30 grudnia 2021

 

Ludovico Einaudi, Cecilia Chailly – Einaudi Cadenza myfreemp3.vip .mp3

 

W 1967 roku dwaj amerykańscy psychiatrzy badający zjawisko stresu – Thomas H. Holmes i Richard H. Rahe – opublikowali na łamach pisma „Journal of Psychosomatic Research” listę różnorodnych wydarzeń życiowych, gdzie każdemu wydarzeniu przypisali konkretną ilość jednostek stresowych. I proszę! Na przedostatnim, 43 miejscu najbardziej stresujących wydarzeń w życiu, znalazły się Święta Bożego Narodzenia!

Nic dziwnego, na ich przygotowanie poświęciliśmy mnóstwo czasu, energii i pieniędzy. Oczekiwaliśmy, że będą jak z reklamowego folderu. Że barszcz to będzie prawdziwy barszcz, że choinka będzie pachnieć lasem i dzieciństwem. Dom wysprzątany na błysk, na świątecznie zastawionym stole będą parować smakowite potrawy, a wokół będą siedzieć wyjątkowo grzeczne dzieci i zadowoleni pozostali bliscy. Na taką świąteczną scenę wkroczymy my – wypoczęci, uśmiechnięci, elegancko ubrani, głodni potraw i bliskości…

Ale to piękna reklama, nie rzeczywistość. Media lansują wzorzec udanych świąt. Jedyny i słuszny. Ale wywołujący też wiele frustracji. Magia świąt – hasło to u wielu osób wywołuje kpiący uśmieszek. Co wspólnego z magiczną, wyjątkową atmosferą mają nerwowa krzątanina, kolejki w sklepach, debet na koncie, fochy rodziny przy wigilijnym stole? Nie da się pogodzić idealnie posprzątany dom i bycie wypoczętym, a po kilkudniowym dyżurze przy kuchni trudno znaleźć jeszcze siły na miłą i ciepłą rozmowę.

Przedłużająca się pandemia i inflacja konsumencka spowodowały, że tegoroczne święta były jeszcze bardziej stresujące. Nie da się ukryć, że sytuacja finansowa w ostatnich latach znacznie się pogorszyła, skutkiem czego w wielu domach nie udało się zaspokoić pragnień (zwłaszcza dzieci) wytwarzanych przez konsumpcyjny świat.

Prawie każdy stracił w tym roku bliską osobę. Pandemia przyniosła śmierć i pogorszenie opieki medycznej. Ze względu na obostrzenia w szpitalach, wielu umierało w samotności. To zrodziło w nas pretensje i rozgoryczenie. Polityka państwa przyczyniła się do pogorszenia relacji rodzinnych, dzieląc ich na „wyszczepionych” i „antyszczepionkowców”. A przecież święta to czas rodzinnych spotkań – często też jedyna okazja, by zobaczyć dawno niewidzianych krewnych. Ale jak tu „takim” zasiąść wspólnie przy wigilijnym stole, łamać opłatkiem i składać wzajemnie szczere życzenia? A nie daj Boże ktoś się potem rozchoruje i będzie rodzinne śledztwo, kto przyniósł ze sobą jeszcze jednego, tym razem nieproszonego gościa? Dlatego wielu z nas zdecydowało się pozostać w swoich domach w okrojonym towarzystwie. Niektórzy nawet odetchnęli, że nie muszą w tym roku słuchać ciągle tych samych opowieści będących niejednokrotnie przyczyną nowych zadrażnień czy wręcz kłótni, że nie muszą odpowiadać na niedyskretne, natrętne pytania i skazywać się na niezbyt komfortowy dla nich wieczór, a może wszystkie świąteczne dni. Jeszcze inni wyłgali się od „tradycyjnego obowiązku” wyjeżdżając na świąteczne wczasy.

Mieliśmy duże oczekiwania, a wyszło jak wyszło. W nierównej walce oczekiwań z rzeczywistością przeważnie wygrywa ta druga – bledsza, niedoskonała, mało spektakularna.

Coraz chętniej uciekamy od tradycji, zwłaszcza młodzi, którzy święta wolą oglądać w galeriach lub filmach. Bo to kłopot, obowiązki i ciężar utrzymywania dobrych relacji przy stole. Uważają, że dzięki rezygnacji z celebracji, przygotowań i prezentów omija ich wiele stresów grudniowych, nie wspominając już o ekologicznych (rezygnacja z drogich, jednorazowych opakowań na prezenty, dodatkowych światełek, ton plastiku w postaci ozdób itp.) i ekonomicznych zaletach. Zaczynamy rozmijać się z pojmowaniem istoty tradycji świąt. To chyba symbol nowych czasów.

Dla sporej grupy Polaków, święta Bożego Narodzenia nie stanowiły już religijnego uniesienia, a okazję do kolejnej imprezy i obżarstwa. Z roku na rok święta tracą swój mistyczny charakter, na rzecz komercyjnego i zabawowego wymiaru.

Mimo to wierzę, że Boże Narodzenie zwane coraz częściej „Marry Christmas” trwa w nas i trwać będzie, bo bez względu na to, czy jesteśmy wierzący, czy jesteśmy wątpiący, czy jesteśmy ateistami, z lewicy czy prawicy, wszyscy potrzebujemy czegoś takiego jak nadzieja, miłość, bliskość drugiego człowieka i wiara w dobro.

Holmes i Rahe podkreślają, że to nie stresujące sytuacje wywołują w nas choroby, tylko nieumiejętność radzenia sobie z nimi. Jest dużo osób które na co dzień nie radzą sobie z życiem. Ponieważ święta to też wspaniały moment, by się dzielić – nie tylko radością, ale również tym, co się ma, więc każda forma pomocy jest zawsze mile widziana. Przed Wigilią prowadzono wiele akcji charytatywnych, w których można było wesprzeć najbardziej potrzebujących. Czynienie dobra to najważniejsza rzecz, która pozwala godnie przeżyć Święta Bożego Narodzenia. By lejące się z telewizora hasełka o „wesołych świętach” nie były tak gorzkie i tak niestety puste.

O tym, czy święta były udane i co nam po nich pozostanie zdecydowaliśmy my, przez cały rok dbając (lub nie) o dobre relacje z najbliższymi. Pokazując, że nam na nich zależy. Tego nie załatwią wykwintne dania ani drogie prezenty.

Przez cały kolejny rok pamiętajmy o tym, by pewnej Wigilii nie było więcej pustych miejsc przy stole, niż to jedno nakrycie dla zbłąkanego wędrowca…

 

 

Dodaj komentarz