Godzina w krainie Narnii, czyli … obłędne Błędne Skały

Niedziela, 13 listopada 2022

 

Minęło lato, wczesna jesień, niedługo będzie zima wraz z najpiękniejszymi świętami w roku, a ja chcę dzisiaj wspomnieć jeszcze czerwiec i mój wyjazd do Kudowy. Skłania mnie do tego potrzeba przedstawienia Wam magicznego miejsca między Kudową-Zdrój a Karłowem, w pobliżu granicy z Czechami. To Błędne Skały.

Enya & Vangelis – Ask The Mountains myfreemp3.vip .mp3

***

Dawno, dawno temu, kiedy na Dolnym Śląsku prasłowiańskie wierzenia ścierały się z nową potęgą chrześcijaństwa, w miejscu dzisiejszych Błędnych Skał stała piękna, dumna góra. Gładki, potężny masyw piaskowca wyraźnie odcinał się na tle lasów oraz innych wzniesień, więc okoliczni mieszkańcy właśnie tutaj składali ofiary i odprawiali rytuały ku czci rozmaitych bóstw i bożków. Po należną daninę aż spod Śnieżki przybywał również Liczyrzepa, obdarzając chłopów z Czermnej, Radkowa, Nachodu i pozostałych wsi takimi łaskami – i klątwami – na jakie w oczach Karkonosza zasłużyli.

Którejś wiosny, kiedy z górskich szczytów znikały już najmniejsze resztki śniegów, a na rozległych łąkach porośniętych soczystą trawą spokojnie pasło się bydło, Duch Gór zjawił się jak zwykle by odebrać swoją daninę. Zdziwił się niepomiernie, gdy na ołtarzu zamiast kadzideł, owoców i ofiar ze zwierząt ujrzał jedynie dwie skrzyżowane deski. Liczyrzepa postanowił osobiście sprawdzić, kto i co kryje się za tym świętokradztwem.

Odpowiedź nadeszła już niedługo – w niedzielę po pierwszej pełni tej wiosny. Ludzie znów ciągnęli na ofiarną górę, jednak coś się zmieniło. Obrzędy i modły wzywały Zmartwychwstałego, kapłan nie zająknął się nawet o żadnym z bogów, którzy do tej pory roztaczali nad mieszkańcami swoje panowanie i opiekę. Duch Gór przybrał postać człowieka, by przyjrzeć się bliżej nowym zwyczajom.

Kiedy wkroczył między tłum, ksiądz uniósł wysoko krzyż a ludzie uklękli w pobożnym posłuszeństwie. I tylko Liczyrzepa stał wyprostowany i zdezorientowany. Gdy kapłan to zauważył, zbeształ nieznajomego i nakazał, by ten padł na twarz przed prawdziwym, jedynym Bogiem. Wtedy Duch Gór wrócił do formy, w której zawsze ukazywał się ludziom. Wszyscy go rozpoznali, jednak nikt się nie bał, nikt nie okazał Karkonoszowi szacunku. W kierunku starego boga poleciały drwiny i wyzwiska, a kapłan z wyższością oznajmił, iż nikt nie wierzy w moc Liczyrzepy, a nowy Bóg zapewni ludziom większą łaskę.

W tym momencie Duch Gór wybuchł straszliwym gniewem. Całe wzniesienie zatrzęsło się w posadach, twarda, lita skała popękała niczym łamany chleb, z ziemi wyzionęły głębokie szczeliny, a słońce całkowicie przesłoniły burzowe chmury i pył rozbijanego na kawałeczki szczytu. Ludzie ginęli przygnieceni głazami, spadali w otchłań… Kiedy ocalali odzyskali przytomność, zupełnie nie poznawali okolicy. Obudzili się pomiędzy skałami łudząco przypominającymi różne przedmioty i zwierzęta – dużo większe niż w rzeczywistości. Długo błądzili w poszukiwaniu wyjścia, nie wszystkim udało się odnaleźć drogę do domu.

Liczyrzepa wrócił pod Śnieżkę, a do Błędnych Skał jeszcze przez wiele lat nie odważył się wkroczyć żaden człowiek. Za to zadomowiły się tutaj wilki. Pierwsi odważni, którzy weszli do kamiennego labiryntu, nazwali go Wilczymi Dołami.

***

Oto jedna z wielu magicznych opowieści nieodmiennie mówiąca o Liczyrzepie – sudeckim Duchu Gór, pogańskim władcy i bogu Karkonoszu, stworzycielu Błędnych Skał. A jak było naprawdę?

Powstanie dzisiejszych Gór Stołowych wiąże się z okresem Górnej Kredy. Obszar ten stanowił zatokę rozległego i płytkiego morza. Spływające do morza rzeki niosły ze sobą materiał zwietrzelinowy, który osadzał się na dnie. Z osadów powstawały zwały gruboziarnistego piaskowca przedzielone drobnoziarnistymi marglami. Podczas wypiętrzenia alpejskiego (czyli tak zwanej orogenezy), narodziły się Sudety. A potem rozpoczął się trwający miliony lat proces wietrzenia i erozji. Ponieważ różne pokłady piaskowca miały różną trwałość, z czasem mniej odporny materiał skalny erodował w wyniku działalności wiatru, wody i temperatury. I to właśnie ten proces stworzył wyjątkowy labirynt blokowisk, ich fantazyjne kształty, olbrzymie komnaty, wąskie korytarze, tunele, szczeliny…

Proces ten trwa również dziś i będzie trwał nadal.

Park Narodowy Gór Stołowych to jedyny w Polsce park narodowy, którego głównym zadaniem jest ochrona przyrody nieożywionej. O jego powstaniu przesądziły skały.

Park obejmuje pasmo górskie w łańcuchu Sudetów, stanowiące przykład nielicznych w Europie gór płytowych. Jego integralną częścią są Błędne Skały czyli Skalny Labirynt obejmujący północno-zachodnią część Stoliwa Skalniak i osiągający w najwyższym miejscu 853 m n.p.m.. Obszar znajduje się na pograniczu polsko-czeskim i zajmuje powierzchnię ok. 22 ha. Od roku 1957 był rezerwatem przyrody a od lat 80-tych, stał się rezerwatem ochrony ścisłej.

Stanowi jeden z najliczniejszych celów wypraw turystycznych. Pewnie wynika to nie tylko z wyjątkowości tego miejsca, ale i z jego dostępności.

Choć to miejsce było znane od wieków, trudno było pojąć, że to dzieło natury. Niekiedy porównywano Błędne Skały do ruin zamczyska. Niektórzy przybywali tu szukając uzdrowienia. Ukrywali się tu też przemytnicy, więc stało się w swoim czasie pilnie strzeżonym punktem celnym. Opowiadano o ludziach, którzy weszli do labiryntu, zgubili się i pomarli z głodu.

Przez kilka lat po drugiej wojnie światowej Błędne Skały najczęściej nazywane były Wilczymi Dołami (z niemieckiego Wilde Löcher). Natomiast czeska nazwa szczytu to Bor. Terminu Wilcze Doły używali m.in. żołnierze Wojsk Ochrony Pogranicza w meldunkach sytuacyjnych. Nazwa ta pojawiała się również w przewodnikach turystycznych (używali jej m.in. autorzy Anna i Ignacy Potoccy) oraz w relacjach prasowych. Ale z czasem zaczęła zanikać i obecnie została zdegradowana do rangi co najwyżej „ciekawostki”. Dlaczego Wilcze Doły? No bo tak się określało tę osobliwość przyrody nieożywionej od setek lat. Prusacy przejęli ją od Czechów, a Ci być może od Polaków, którzy jeszcze wcześniej administrowali tym regionem. Jeszcze inna historyczna nazwa, która często się pojawia, to Dzikie Dziury. Błędne Skały są więc wymysłem współczesnym, a nie nazwą historyczną.

Z Kudowy-Zdrój do Błędnych Skał można dojść pieszo – czerwonym lub zielonym szlakiem. Zielony szlak biegnie przez Górę Parkowa, Czermną i Bukowinę Kłodzką i ma około 8 km. Czerwony szlak prowadzi przez ulicę 1-go Maja oraz Jakubowice i ma około 7,5km. Oba szlaki są dostępne zarówno dla wprawionych górołazów, jak i dla początkujących piechurów. Można tam również dojechać samochodem Drogą Stu Zakrętów. Byłam bardzo ciekawa tej sławnej drogi. A ponieważ trzeba pokonać odległość prawie 10 km pod górę, postanowiłam pojechać, ale – rowerem!

Moja wyprawa zaczęła się więc w Szalonej Wypożyczalni rowerów przy ulicy Moniuszki, gdzie bardzo mili panowie obdarowali mnie wspaniałym elektrycznym rumakiem.

Droga Stu Zakrętów (nazywana także Szosą Stu Zakrętów), to niezmiernie malownicza droga (część drogi wojewódzkiej 387) łącząca miejscowości Kotliny Kłodzkiej: Kudowa-Zdrój i Radków. Nazwa drogi ma oczywiście swoje wyjaśnienie – na długiej na ok. 23 kilometrów nierównej, asfaltowej drodze, czekają przejezdnych liczne serpentyny, zakręty, zwężenia i urwiska. Pokonanie jej to z jednej strony świetna przygoda, a z drugiej niebezpieczeństwo, dlatego należy pokonywać ją wolno i rozważnie. A korzystają z niej nie tylko kierowcy samochodów. Wąska i przepaścista, lecz niezwykle urokliwa szosa, to prawdziwy rarytas dla każdego motocyklisty. Rumuni mają swoją Transfogaraską, Norwedzy Drogę Trolli, a u  polskiego harleyowca szybsze bicie serca budzi właśnie Droga Stu Zakrętów.

Szczególną ostrożność trzeba zachować zimą, kiedy warunki bywają naprawdę wymagające. Często jest nawet nieprzejezdna.

Kierując się niespiesznie Szosą Stu Zakrętów w stronę Karłowa, po około 6 km. zbliżyłam się do obniżenia zwanego Rozdrożem pod Lelkową, i do  Dolnego Parkingu – dużego bezpłatnego parkingu przy polanie YMCA (Imka). To pierwszy z dwu parkingów na trasie do Błędnych Skał. Położony jest na wysokości 662 m n.p.m. Można tu zostawić auto i niebieskim szlakiem dojść do Skalnego Labiryntu, przedłużając troszkę wycieczkę. Pokonanie prawie 4km odcinka pieszo, zajmie około 1,5 godziny.

Można też spróbować zaoszczędzić nogi i odbijającą od Szosy w lewo, tzw. Puszczańską Drogą, wjechać samochodem aż na samą górę.

Droga ta prowadzi na tzw. Górny Parking, a ponieważ jest bardzo wąska, obowiązuje na niej ruch wahadłowy. Wjazd na górę odbywa się o pełnych godzinach, a o półgodzinach jest zjazd. W sezonie może się zdarzyć, że już przy próbie wjazdu na parking utkniemy w sporym korku. Pamiętajmy, że parking pomimo relatywnie sporych gabarytów, ma swoją ograniczoną przepustowość. Dlatego osobiście polecam rowery lub szlaki pieszych wędrówek.

Koszt wjazdu wynosi 30zł dla aut osobowych, 50zł dla autobusów, busów i kamperów, ale za to można zaparkować prawie przy samej bramie do Błędnych Skał. Do przejścia pozostaje może 300 m. Dla mnie jest to dość dziwne podejście do ochrony przyrody – parking w centrum parku narodowego. Ale patrząc na ceny parkingu i biletów, wiadomo co przeważyło.

Na pewno pięknie jest tutaj zimą, choć szlak nie jest utrzymywany, tak samo jak odcinek asfaltowy od Drogi Stu Zakrętów. Szlaban jest tutaj zamknięty na cztery spusty, dlatego samochód można zostawić wówczas tylko na dolnym parkingu. Dni oraz godziny otwarcia uzależnione są od sezonu oraz od możliwości wystąpienia ewentualnych oblodzeń. Dlatego też przed planowaną wizytą warto prześledzić oficjalną stronę parku lub skontaktować się telefonicznie. Adres: Park Narodowy Gór Stołowych, ul. Słoneczna 31, 57-350 Kudowa-Zdrój.

Bilet normalny na Błędne Skały kosztuje 12 złoty a bilet ulgowy 6 złotych. Dzieci do 7 lat wchodzą za darmo. Od 15 kwietnia 2022 roku wejście na Błędne Skały jest limitowane, dlatego najlepiej kupić wcześniej bilet online – (TUTAJ) . Limit wynosi 400 biletów wejściowych na każdą godzinę, w trakcie funkcjonowania kasy. Poza godzinami funkcjonowania kas, możliwe jest zwiedzanie tras nieodpłatnie.

Gdy nie kupimy wcześniej biletu online, to na miejscu może okazać się, że nie dostaniemy się do Labiryntu. Właśnie przed tym przestrzegali mnie troskliwi właściciele wypożyczalni rowerów. Najczęściej taka sytuacja występuje w weekendy lub wakacje. Mnie, bez wykupionego wcześniej biletu, udało się pewnie z dwu powodów: zjawiłam się na początku czerwca, kiedy jeszcze nie skończył się rok szkolny oraz, że był to piątek stanowiący dopiero początek weekendu. Być może do pójścia w góry zniechęciły także występujące poprzedniego dnia opady.

A może sam Liczyrzepa chciał mi pokazać skutki swojego gniewu w pełnej okazałości, bez zakłóceń w odbiorze ze strony innych zwiedzających?

Mimo braku turystów, mojego „szalonego rumaka” z Szalonej Wypożyczalni podpięłam do zielonych barierek blisko Kasy, ze względu na działający tam monitoring. Tak mi podpowiedzieli bardzo mili panowie z obsługi szlaku, dla których dzisiaj to ja pewnie stanowiłam atrakcję  😉  .

Trasa jest otwarta 24 godziny na dobę, ale kasy biletowe są czynne w określonych godzinach. W sezonie letnim szczyt odwiedzających przypada między godziną 11.00 a 15.00. Sporą dogodnością jest możliwość uiszczenia opłaty kartą płatniczą. Niestety, jako potwierdzenie i zarazem bilet wstępu dostaje się zwykły paragon fiskalny. Trochę szkoda, bo dla mnie miłą pamiątką wstępu do muzeum czy innego atrakcyjnego miejsca były właśnie kolorowe bilety.

Przed Wejściem znajduje się tablica informująca nas – turystów, o tym co nam wolno a czego nie. I choć tych „nie” jest olbrzymia większość, trudno nie przyznać racji. Ogólnie – na terenie Labiryntu obowiązują dwie podstawowe zasady – zakaz wspinania oraz zakaz palenia. Na innej tablicy można prześledzić czekającą nas trasę i zapoznać się z nazwami mijanych formacji skalnych.

Prawie pusto na drodze, to samo na parkingach – dzisiaj turyści nie dopisali. Ale ja jestem ogromnie szczęśliwa, wiedząc, że będę na trasie sama. No, może przez chwilę na początku nie, ale na skalnych tarasach przepuściłam bardzo śpieszącą się grupę hałaśliwej młodzieży i mogłam już być tylko JA i SKAŁY!   🙂  .

Dotarcie do Błędnych Skał to dopiero początek prawdziwej przygody i niesamowitych widoków. Już samo wejście po wykutych w skale stopniach ma swój klimat.

Zaraz za sympatyczną bramką wejściową, czeka nas szybka decyzja – w lewo, na Punkt Widokowy, czy w prawo, do Labiryntu Skalnego. Wybierając kierunek w lewo, po paru minutach wrócimy przed drogowskaz. Natomiast kierując się do Labiryntu, nieodwołalnie stracimy możliwość obejrzenia widoków pięknej okolicy.

Idąc w lewo, po idealnie wygładzonych kamiennych powierzchniach, wchodzimy pomiędzy olbrzymie głazy. Są jasne i w promieniach słońca wyglądają jak odpoczywające stado białych, opasłych owiec (lub innych prehistorycznych zwierząt) z czujnie uniesionymi łbami.

Troszkę dalej, leży jeszcze jedno (tym razem do góry nogami), z ufnie wyciągniętą głową.

Ale to moja interpretacja, bo umieszczona obok tabliczka informuje, że jest to – Skalne Siodło!

Skalne Siodło składa się z dwóch małych ostańców rozdzielonych łukowato wygiętym wcięciem. No, może całość i przypomina siodło, ale ja tam wolę mojego rozkosznego zwierzaka   😉 .

Zabezpieczeni metalowymi barierkami dochodzimy na punkt widokowy i platformę Skalne Czasze.

Duet Skalnych Czasz jest znanym punktem widokowym na terenie Błędnych Skał. Skały tworzące tarasy są wygładzone, półkoliste w kształcie i jasne w kolorze. Być może dlatego przypominają górną część czaszki…

Podziwiać stąd można wspaniałą panoramę Gór Stołowych. Widoczny jest Szczeliniec Wielki i Mały, Broumovska Vrchovina w Czechach, a przy dobrej widoczności dostrzec można i Karkonosze.

Tutaj mamy okazję nie tylko zobaczyć okolicę, ale też przez chwilę popatrzyć z góry na część labiryntu.

Widoczne bruzdy i spękania na wielkiej płaszczyźnie skalnej świadczą o ciągle toczącym się procesie erozji.

Ze Skalnych Czasz wraca się na Skalne Siodło, rozdroże z drogowskazem i drogę prowadzącą na właściwy labirynt. Poruszamy się dalej po idealnie wygładzonych formach skalnych, bardzo przyjemnych dla oka, ale bardzo niebezpiecznych zimą czy nawet po deszczu. Dla bezpieczeństwa przemieszczających się turystów, zamontowano tutaj metalowe poręcze. Z ciepła jednej z nich korzysta właśnie jedyny którego mogłam wypatrzeć przedstawiciel tutejszej fauny. To bardzo popularny motyl wędrowny – Rusałka admirał.

A może to nie Rusałka, tylko Liczyrzepa doglądający na motylich skrzydłach swoich włości?

To idealne „wyszlifowanie”, masy skalne zawdzięczają działalności niezliczonej ilości ludzkich stóp stąpających przez wieki po ich grzbietach. Dzięki czujnikom zamontowanym w labiryncie Błędnych Skał, wiadomo, że tylko w 2015 roku Błędne Skały odwiedziło 249 tysięcy osób, a do połowy września 2016 roku – prawie 253 tysiące. Ponieważ liczba chętnych z roku na rok nasila się, dlatego od 25 kwietnia 2022 roku wprowadzony został limit dzienny – 400 biletów wejściowych na każdą godzinę, w trakcie funkcjonowania kasy na Błędnych Skałach i Szczelińcu Wielkim.

Na portalu społecznościowym Parku Narodowego Gór Stołowych, w dowcipny sposób poinformowano nas o najważniejszych argumentach za wprowadzeniem tych zmian, takich jak: zakorkowanie dróg wojewódzkich, gminnych oraz parkowych, zaśmiecenie obszaru Parku Narodowego Gór Stołowych, „siwienie głów” oczekujących w kolejce po bilet wstępu, dyskomfort podczas zwiedzania (ledwo selfika cykniesz, a już oburzeni wszyscy, że trasę blokujesz) oraz migrację fauny z powodu ekstremalnie nasilonej antropopresji (tj. ogółu działań człowieka mających wpływ na środowisko przyrodnicze).

Z drugiej strony, ktoś może powiedzieć, że jest to ograniczanie dostępu do swobodnego oglądania naszego skarbu narodowego, jakim niewątpliwie są Błędne Skały   🙁  .

Po prawej stronie szlaku, w pewnej odległości od barierki, mijamy masywny, pomarszczony ostaniec o długim i szerokim kształcie z wypłaszczeniem na górze. Porasta go skąpa roślinność.

To Stołowy Głaz niekiedy nazywany Skalnym Stołem. Informuje o tym tabliczka z numerem i nazwą skalnego obiektu.

W tym miejscu kończy się szlak wiodący po powierzchni, wyznaczany przez metalowe poręcze a zaczyna labirynt piaskowcowych form skalnych. Od tego momentu trasę wytyczają już drewniane kładki i pomosty. 

   

Spacerowanie po skałkach nie wymaga dużej sprawności fizycznej, ale może się to nie udać osobom z dużą nadwagą lub otyłością. Miejscami jest zbyt nisko i wąsko. Tutaj mamy okazję popróbować pierwszego ciasnego korytarza.

Niezbyt liczne drzewa rosnące pomiędzy skalnymi formacjami są silnie skarłowaciałe. Jest to związane z trudnymi warunkami siedliskowymi, takimi jak uboga i cienka warstwa kwaśnego podłoża, krótki okres wegetacyjny, długo zalegająca pokrywa śnieżna oraz silne i częste wiatry. Wszystko to spowodowało, że drzewa są niskie, o silnie powykręcanych konarach i często z odsłoniętym systemem korzeniowym.

W drzewostanie przeważa sosna pospolita i świerk pospolity oraz niewielka domieszka skarlałych buków i krzewów jarzębiny.

Spoglądając na skalne bloki przeważnie przypominające pokrojone w plastry ogromne grzyby, dochodzimy do monumentalnej skały, wyglądającej niczym część podwodna kadłuba, która wbiła się i ugrzęzła w wąskim przesmyku skalnego korytarza. To Okręt.

Z pewnej perspektywy ostaniec ten przypominać może także statek który nie tyle utonął co właśnie wyłania się z morza – a w zasadzie jego dziób.

Bardziej charakterystyczne twory skalne mają swoje nazwy. Są one umieszczone na tabliczkach. Jednak największą frajdą (obok przeciskania się przez wąskie korytarze) jest puszczenie wolno fantazji i kreowanie własnych, częstokroć szalonych nazw.

Tak też robię, spacerując po drewnianych kładkach umieszczonych nieco nad ziemią, co bardzo pomaga przejść labirynt suchą stopą. Przypuszczam jednak, że nie dotyczy to wiosennych roztopów i jesiennych szarug    🙁  .

Szlak jest jednokierunkowy, a miejsca gdzie ewentualnie moglibyśmy zboczyć – zastawione drewnianymi płotkami. Z tego co mówią stare przewodniki, trasa była tu kiedyś znacznie dłuższa i bardziej kręta.
Mapy określały to miejsce jako Labirynt. Gdy Błędne Skały nie stanowiły jeszcze obszaru chronionego, ścieżki prowadziły do szeregu ostańców o fantastycznych kształtach. Zdjęcia tychże można zobaczyć na starych, archiwalnych fotografiach. Należą do nich m.in.: Głowa Pasa, Orzeł, Strażnik, Tonący Okręt, Wiszący Kamień czy Wieloryb.
Dziś, ta część szlaku nie jest udostępniona do zwiedzania a wszelkie odgałęzienia są zagrodzone płotami jawnie sugerującymi, iż nie można schodzić z wyznaczonego szlaku.

Tutejsza roślinność jest bardzo uboga. Gdzieniegdzie zielenieją krzaczki borówki czarnej, która aby przetrwać w tych niesprzyjających warunkach, desperacko czepia się każdego spłachetka podłoża. Jaka przyszłość czeka to małe drzewko (po prawej stronie drugiego zdjęcia) wykorzystujące jako źródło życia skalną szczelinę? I jakież to życie kruche w porównaniu z ogromnymi rozmiarami skalnych grzybów…

Grzybopodobnych tworów jest tutaj dużo. Ten charakterystyczny ostaniec o wąskim i wydłużonym kształcie, ma umieszczoną na tabliczce nazwę – Dwunożny Grzyb.

Rzeczywiście ma podwójną nóżkę. Całość powstała poprzez erozję bardziej miękkiego materiału umiejscowionego akurat w środkowej części skały, nadając jej „dwunożny” kształt. Można go obejść dookoła, ale aby to zrobić musimy zejść z drewnianej kładki, chroniącej nasze obuwie przed grząskim gruntem. Pozostawione ślady wskazują, że nie wszyscy o to dbają polując na lepsze ujęcia. Przez chwilę można się tu poczuć jak liliputek wśród gigantycznych borowików.
Powrót do rzeczywistej skali ułatwiają mi te prawdziwe, choć niejadalne:

Pozostawiwszy za sobą wszelkie „grzyby”, wchodzę w następne skupisko osobliwych form skalnych w kształcie wysokich słupów albo też maczug.

Ostrożnie poruszam się często śliską od wilgoci drewnianą kładką – nie bardzo chciałabym taplać się w wielowiekowym błocku    🙂 .

W zakamarkach skalnych bloków, śnieg zalega nawet do późnej wiosny. Woda ze śniegu i opadów długo się w nich utrzymuje, tworząc rozległe kałuże. Przejście suchą stopą umożliwiają wtedy kładki odpowiednio podwyższone.
Od pewnego czasu w kamiennych ścianach obserwuję jakieś dziwne, owalne otwory. Mniejsze i większe…
Nagle, tuż przed wejściem do kolejnej szczeliny, po środku ściany po prawej stronie, otwiera się ogromna jama. Jak informuje tabliczka, jest to Kasa. Dlaczego Kasa? Być może rozbójnicy chowali tutaj zagrabione kosztowności?

Ten otwór to tafone, czyli nisza na powierzchni bloku skalnego powstała wskutek wietrzenia. Z czasem jeszcze zwiększa swoje rozmiary w głąb skały. Myślę, że jak wrócę tutaj za 100 lat, to wszystkie te mijane wcześniej otworki, będą dużo większe. W przypadku Kasy, to jest to okno. Swobodnie można wejść ze tę ścianę skalną i przez otwarte okno popatrzeć na innych zwiedzających.

Nie zrobiłam tego, bo turystów których w celu upamiętnienia tego faktu prosiłabym o zrobienie mi zdjęcia – oczywiście nie było!

Trzymając się dalej szlaku, wchodzę teraz w bardzo ciasny korytarz między wyniosłymi, warstwowymi ścianami.

Tutaj muszę odpowiedzieć na niewątpliwie nasuwające się Wam pytanie: czy osoby z nadwagą mogą wejść w skalny labirynt? Niestety, zależy to od „stopnia puszystości”. Niektóre przejścia między skałami mają jedynie kilkadziesiąt centymetrów szerokości, dlatego proszę o rozsądek. Czasami wystarczy ściągać plecak a czasami trzeba się troszkę „poprzeciskać” aby zmieścić się w wąskich szczelinach   🙂 .

Myślę, że fizycznie każda osoba jest w stanie przejść skalny labirynt. Ale wszystko zależy od naszego nastawienia. Jeżeli czujemy, że z jakichś powodów nie damy rady – odpuśćmy, to żaden wstyd. Chociaż szlak jest teoretycznie jednokierunkowy, w razie potrzeby zawrócicie!

Wąskim, odrealnionym przesmykiem, gdzie doskonale widać warstwową budowę piaskowców, dochodzimy do ni to skalnej komnaty, ni atrium.

Zachwycającą fakturę skały zawdzięczają oczywiście procesom erozji ale ich kolory uzależnione są od rosnących na nich mchów i porostów a przede wszystkim od kąta padania promieni słonecznych. Niestety, moje zdjęcia nie są technicznie najlepsze, więc i kolory nie te…

Piękno naszych zdjęć zależy przede wszystkim od jakości sprzętu jakim się operuje, ale to pozostawiam właścicielom blogów turystycznych.

Ten masywny ostaniec na drugim zdjęciu poniżej, nosi nazwę Skalne Czasze.

I już słyszę jak krzyczycie – hola, pomyłka! Ale tak jest. W zależności od źródła informacji, Skalnymi Czaszami nazwany jest punkt widokowy na początku trasy, albo ten ostaniec w środkowej części trasy, o dobrze wyodrębnionych tworach w górnej części składających się na trzy zaokrąglone kwadraty przypominające płaskorzeźby.

I znowu trzeba „wciągnąć brzuchy” by po chwili dotrzeć do najbardziej charakterystycznej a przez to najchętniej fotografowanej formy skalnej labiryntu Błędnych Skał – Kurzej Stopki.

Kurza Stopka (lub Kurza Nóżka), to nazwy tej skałki oryginalnie wyrzeźbionej przez siły przyrody.

Jest to jeszcze jeden skalny grzyb, ale o wyjątkowo cienkiej nóżce, wręcz filigranowej, która u dołu dodatkowo rozdziela się na jeszcze mniejsze nóżki. Ze względu na swój kształt ostaniec nie mógł utrzymać równowagi i częściowo opiera się górną (szerszą) częścią o sąsiednią skałę. Dzięki temu wciąż stoi w pionie!

Kurza Stopka jest tyle razy fotografowana i filmowana, że już za to samo należy jej się – Oskar! Myślę, że przy nominacjach do tej nagrody nie brakłoby dla niej kategorii. A na pewno należy jej się nagroda Publiczności Oskarów za najlepszą aktorkę pierwszoplanową   🙂  .

Schowana w skalnej komnacie niczym w tabernakulum, niezwykle urodziwa Kurza Stopka sama wygląda jak ogromna statuetka.

A gdy już jesteśmy przy filmach, to niezwykły urok Błędnych Skał zauważają nie tylko turyści. Jest to miejsce dobrze znane filmowcom, nie tylko naszym. Pojawiło się nawet w hollywoodzkich produkcjach, odgrywając rolę Narnii w „Opowieści z Narnii: Książę Kaspian” z 2008 roku. A że są to tereny Parku Narodowego Gór Stołowych, to wcale nie było to takie łatwe.

Błędna Skały robią tak niesamowite wrażenie, że reżyserzy już wcześniej chętnie korzystali z nich podczas realizacji filmów, np. w polsko-australijskiego przygodowego serialu telewizyjnego z 1995 roku – „Dwa Światy” czy polskiego filmu przygodowego dla dzieci z 1986 roku – „Przyjaciel Wesołego Diabła”.

Idąc narzuconym nam przez kładkę kierunkiem w lewo, wchodzimy w kolejny ciasny skalny korytarz.

To Długi Pasaż. Zaczyna się wąską i lekko skośną szczeliną wcinającą się pomiędzy wysokie, kilkumetrowe skały.

Po przebrnięciu szczeliny, można swobodnie zaczerpnąć powietrza. Nie trwa to jednak długo, ponieważ nagle, za załomem skalnym, ukazuje się niesamowity widok.

Znajduję się oto w miejscu sprawiającym wrażenie pomieszczeń wykutych w skale. Ale to erozja wypreparowała znaczne przestrzenie, przy okazji je zadaszając i tym samym formując oryginalne komnaty. Stropy podtrzymują skalne filary, dookoła których można spacerować.

Niesamowite wrażenie potęguje zbierająca się woda, tworząca skalne jeziorka. Woda jest ciemnobrązowa (wynik rozkładu tkanek roślinnych) i nieprzeźroczysta. Ponieważ nie znam jej głębokości, wydaje się dość złowroga. Panuje tu półmrok i wilgoć, bo światło słoneczne z trudem dociera przez szczeliny w suficie. Wszystko to tworzy dość tajemniczy, wręcz nierzeczywisty klimat.

Opuszczam niesamowite komnaty Długiego Pasażu by zagłębić się w następny, niezwykle malowniczy prześwit skalny.

Tutaj niestety znowu trzeba się troszkę pogimnastykować i ręczę, że wszyscy wykonują te same ćwiczenia  🙂 .

Wypolerowane, aż błyszczące ściany świadczą o ogromnej liczbie osób, które w tym miejscu się przeciskały…

Przez chwilkę można zatrzymać się koło prawie skamieniałej sosny i odetchnąć z ulgą… Ale to jeszcze nie koniec! Długi Pasaż prowadzi bowiem do Kuchni albo też Karczmy.

Kuchnia (Karczma) jest szeroką komorą ulokowaną pomiędzy kilkoma ostańcami z płaskim dnem. Ze względu na wielkość mogła służyć dawniej jako schronienie i miejsce biwakowania.

Jak już pisałam, trasa wiedzie po drewnianych kładkach. Tutaj kładki te zastępują pomosty, zainstalowane z uwagi na podmokły i błotnisty teren. Nie wiem czy w tym miejscu jest kiedykolwiek sucho, ponieważ wilgotne skały i brak możliwości odpływu, skutecznie podtrzymują ten stan rzeczy.

Wychodząc można jeszcze popatrzeć na boki, gdzie doskonale widać warstwową budowę skały. Teraz trzeba przejść pod korzeniami nieistniejącego już drzewa, oddając głęboki pokłon Liczyrzepie.

 

Ciekawie prezentuje się wielki ostaniec, którego dowcipni turyści podpierają deseczkami i patykami – smutną pozostałością dawnych drzew. Poniekąd jest to także forma porządkowania trasy.

Przed nami, na tle płotka (po prawej stronie drugiego, górnego zdjęcia), widnieje tabliczka informująca, że oto przed nami wejście do Przesmyku Liczyrzepy, wąskiej i nisko ulokowanej szczeliny.

Oj ciasno tu, ciasno! I bardzo niewygodnie. Wierzcie mi – przejście tymi szczelinami jest nie lada sztuką. Należy się wykazać nie tylko zręcznością ale i pomysłowością w nakierowywaniu swego ciała.

Niektóre stropy wewnątrz Przesmyku są bardzo niskie i trzeba się dobrze schylać by nie rozbić głowy. Warto jednak czasami przyjrzeć się tym stropom, ponieważ można doszukać się tu bardzo ciekawego zjawiska. Jest nim opisywane wcześniej tafone, ale równie interesujące są okrągłe zagłębienia w miejscach osłabienia spoiwa piaskowców, gdzie kiedyś utworzyły się bąble metanowe z rozkładu materii organicznej.

Ta forma wietrzenia skał piaskowcowych wygląda jak plaster miodu. Zagłębienia z czasem powiększały się, aż na pewnej głębokości łączyły, tworząc tak niezwykłe struktury.

Tunele powstałe w dawnych osadach morskich wyglądają jakby były delikatnie pokolorowane. Jest to efekt nie tylko koloru minerałów z których są zbudowane ale osadzających się tutaj mchów i porostów, którym sprzyja utrzymująca się w skałach wilgoć.

Z ulgą opuszczam zbyt niskie kamienne pomieszczenia. Oglądam jeszcze rozciągnięte na nagich skałach szkielety – pozostałości korzeni (nie mam pojęcia jak długo trwała agonia tych drzew i nie wiem czy ktokolwiek ma), by po chwili znów znaleźć się w nowych, przedziwnej urody pomieszczeniach.

Przez niskie otwory pomiędzy kapeluszami dominujących w całym labiryncie skalnych grzybów widać sąsiednie    formy. Idąc po kładkach, mimo że deski są relatywnie szerokie, wcale nie jest tak trudno z nich spaść w grząskie błoto. Zwłaszcza spoglądając czasami do góry.

Nagle, zza płotka, wychyla się kudłata głowa – chyba samego Liczyrzepy!

W popłochu, prawie na czworakach, przeciskam się tym chyba najmniejszym otworem, jaki mogłam do tej pory napotkać.  Liczyrzepa śmiał się pewnie w kułak!

Uważajcie na Przesmyk Liczyrzepy, bo można tutaj utknąć na nieco dłużej. Mam nadzieję, że to ostatnie tak niskie przejście!

Jak już pisałam wcześniej, flora i fauna jest tutaj uboga, a sam teren jest chroniony głównie ze względu na formy skalne, dla których  ruch turystyczny nie jest tak szkodliwy, jak to jest w przypadku przyrody ożywionej. I tutaj, głównymi czynnikami szkodzącymi jest człowiek i jego brak kultury. Zdarza się, że w skalnych zaułkach można znaleźć pozostawione śmieci. Na szczęście, na szlaku napotkałam idącego „pod prąd” pana z obsługi parku, zbierającego do foliowego worka właśnie te  pozostawione przez nas pamiątki. Nie było ich wiele, ale czy w ogóle powinny tu być?

Przesmyk urzeka mnie jeszcze przejściem pod skupiskiem ogromnych kamiennych grzybów. I pomyśleć, że te efektowne formy skalne nie mogłyby powstać, gdyby nie zalewające teren Polski kredowe morze.

A teraz – słońce! Jest kilka takich bardziej otwartych miejsc na kamiennej trasie – zazielenione placyki, do których docierają promienie słoneczne. Tam roślinność jest bardziej bujna i soczysta.

Po tych wszystkich osobliwościach przyrody nieożywionej, patrzenie na intensywną zieleń wywołuje prawdziwą przyjemność.

Z tego co zapamiętałam z mapy przed wejściem w Skalny Labirynt, będąc w tym miejscu mogę jeszcze obejrzeć tylko dwie skalne atrakcje wyróżnione tabliczkami. Z wielkim żalem będę opuszczać skalne miasteczko.

Niestety, choć różnych grzybów jest tutaj pod dostatkiem – tego ostatniego, z etykietką – Grzyb, nie udało mi się napotkać  🙁  . Za to, nie wiedzieć kiedy, stanęłam przed szeroką szczeliną powstałą pomiędzy kilkoma prostopadłościennymi głazami. To już Furtka. W tym miejscu kończy się Skalny Labirynt.

Za Furtką, w świetle skalnego tunelu, ukazuje się – kamienny palec! Moim zdaniem to paluch Liczyrzepy, który gestem nakazuje turystom opuścić swoje królestwo.

A dalej – cywilizacja! W postaci  ław, stołów, koszy na śmieci…

… dużej wiaty i drogowskazu wskazującego drogę do końca szlaku będącego jednocześnie początkiem naszej podróży, czyli – do KASY!

Jest tu bardzo przestronnie. Odczucie to potęguje plac wyłożony eleganckimi płytami, stylem nawiązujący do estetyki platformy Skalne Czasze.

Można tu odpocząć albo iść dalej szlakiem oznaczonym na czerwono.

Szeroka aleja (wyłożona tymi samymi płytami) prowadzi naokoło skalnego labiryntu, bokiem góry. Rozpościerają się stąd piękne widoki na okolicę, które można podziwiać z mijanych punktów widokowych.

Powrót zajmuje mi około 15 minut. Zamykam pętlę przy wyjściu obok KASY.

***

Czy chcecie choć na parę godzin znaleźć się w narnijskim skalnym świecie, gdzie z fundamentów Labiryntu wyrastają kamienne zwierzęta, grzyby, maczugi, słupy i bramy? Gdzie nad głowami słychać kojący szum wiatru, a pod nogami tupot stada ludzkich mrówek? Zapraszam! I choć naszej Narnii nie zamieszkują fauny, centaury czy karły, to zapewniam Was, że magia tu istnieje.

Jestem głęboko przekonana, że ci którzy już tu byli, podzielają moje wrażenia. Ci którzy dopiero będą – nie zawiodą się czarem Błędnych Skał.

Ale to nie wszystko, bowiem wszystkich tych, którzy nie zdecydują się iść w kamienne bloki, czeka jeszcze SUPLEMENT.

(Dla mnie ta część wyprawy to było creme de la creme.  Naprawdę!)

Otóż w drodze powrotnej, na wysokości Górnego Parkingu, odbiłam w bok Puszczańskiej Drogi i znalazłam się w zupełnie innym, choć równie baśniowym miejscu…

Jeszcze wiosenna a już bardzo ciepła pogoda, niczym nie zmącony spokój… Błogość…

Najprawdziwsza Narnia…

***

P.S. Pisząc ten post, jeszcze teraz bardzo się cieszę, że dane mi było poczuć się tutaj tak, jak bym była jedyną, która zabłądziły w to cudowne miejsce.

 

 

 

Źródło:    https://pl.wikipedia.org/;     https://www.niesamowitapolska.eu/;     https://www.filmowe-szlaki.pl/;     https://kudowazdroj.pl/;     https://przyrodniczo.pl/;    http://naszesudety.pl/;     http://www.kgos.agh.edu.pl;

Dodaj komentarz