Moje sierpniowe podróżowanie, czyli … bieszczadzkie miejsca oczywiste

Środa, 20 grudnia 2023

 

Minął październik, listopad, za kilka dni święta a potem koniec roku. Mieliśmy piękny początek zimy, śnieżny i mroźny, tak jak to dawniej bywało, choć święta chyba nie będą białe…

A ja co? Ja jeszcze chcę powspominać lato i zabrać Was w Bieszczady, te już współczesne choć nierozerwalnie związane z przeszłością…

Antoni Komasa-Łazarkiewicz – Magpie myfreemp3.vip .mp3

Zielone wzgórza nad Soliną

Nad rzeką noc w uliczce snówLiczy ogniki gwiazdUśmiechnij się na pewno tuWrócisz nie jeden raz
… i wracamy, po roku, po dwu, po kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu… Ale wracamy…

Mawia się, że Jezioro Solińskie to takie bieszczadzkie morze, choć właściwie nie znajduje się w Bieszczadach, tylko w górach Sanocko-Turczańskich.

Jezioro Solińskie to olbrzymi zbiornik retencyjny, utworzony przez zaporę i zalanie dawnej wioski Solina wodami rzek San i Solinka. Pierwszy projekt zagospodarowania hydroenergetycznego Sanu poprzez budowę zapory wodnej opracowano już w 1921 roku i kiedy w lipcu 1934 w rejonie Soliny doszło do powodzi, lokalne władze podjęły decyzję o zbudowaniu zapory. Miejsce to zostało wybrane z powodu obecności odpornego piaskowca, będącego w stanie utrzymać napór wody. Plany te jednak zostały zarzucone z powodu II wojny światowej. Po jej zakończeniu władze PRL wróciły do tego pomysłu w  roku 1955.

Budowa zapory w Solinie rozpoczęła się w 1960 roku i wymagała przesiedlenia około 3 tysięcy osób. W ramach kompensacji mieszkańcom zapewniono nowe domy i ziemię pod uprawy. Wsie mające być zatopione, zostały przeniesione w nowe miejsca. Ekshumowano cmentarze i rozebrano cerkwie. Resztę wyburzono. Wszystko miało być usunięte do jesieni 1963 roku, lecz tego terminu nie dotrzymano. Do tej pory na dnie zbiornika można znaleźć niewykarczowane drzewa, fragmenty nierozebranych budynków, resztki piwnic, a nawet przedmioty użytku codziennego. Jeszcze dziś opadająca podczas suszy woda odsłaniała ludzkie pozostałości. Zaległy na mulistym dnie, między pniakami i konarami wyciętych niegdyś drzew. Ale nikt nie jest pewien czy pochodzą z zalanych cmentarzy czy są to szczątki żołnierzy walczących na tym terenie. Być może kiedyś, w Solinie czy w innej pobliskiej wsi zostanie ustawiona tablica poświęcona tym wszystkim, których kości nie spoczywają w grobach na cmentarzach, tylko pod wodą. Taka forma uszanowania tych wszystkich, których szczątki nie zostały należycie zabezpieczone. Zarówno Ukraińców, jak i Polaków, którzy od stuleci żyli obok siebie na tych terenach oraz tych wszystkich, którzy zginęli w toczących się tu wojnach.

Prace budowlane trwały blisko 9 lat i były prowadzone przez ponad 2 tysiące robotników i inżynierów. Zalania dokonano we wrześniu 1967 r. Ostatecznie budowlę oddano do użytku 22 lipca 1968 roku, w święto manifestu PKWN.

Utworzony zbiornik ma powierzchnię ponad 22 km² i największą w Polsce pojemność (472 mln m³). Jego maksymalna głębokość to 60 m przy zaporze. Konstrukcja zapory opiera się na betonowych filarach, zbudowanych na skale granitowej. Jej maksymalna wysokość wynosi około 82 m, a jej długość to 664 m. Jest najwyższa w Polsce. Cała budowla waży około 2 milionów ton.

Pomnik Zespołu Elektrowni Wodnych przy wejściu na zaporę.

Ważnym aspektem działania zapory w Solinie jest ochrona przed powodzią. W przypadku zagrożenia powodziowego, zapora pozwala na kontrolowane zrzucanie wody, co zapobiega przelaniu się rzeki. Ponadto, dzięki zapobieganiu powodziom, zapora w Solinie jest również elementem ochrony przed erozją. Jest też ważnym elementem krajobrazu i zabytkiem techniki.

Nad zaporę widzie alejka pomiędzy licznymi budkami z bieszczadzkimi (i nie tylko) pamiątkami. Miejscowi nazywają ją solińskimi Krupówkami. Nieco tandetnymi. Przy wejściu na zaporę wita turystów Pomnik Zespołu Elektrowni Wodnych na którym umieszczono tablice informacyjne dotyczące obu elektrowni wodnych – w Solinie i w Myczkowcach.

Budynek elektrowni i helikoptery przy Zaporze w Solinie

Poniżej zapory znajduje się elektrownia wodna o mocy 200 MW. Składa się z 4 hydrozespołów. Wstępny rozruch pierwszej turbiny odbył się 9 marca 1968. Elektrownia wykorzystuje energię spiętrzonej wody przepływającej przez turbinę, wytwarzając tym samym energię elektryczną. Jest jedną z największych elektrowni szczytowo-pompowych na dopływie naturalnym zapory betonowej o możliwym do wykorzystania spadzie 60 m.

Wielką atrakcją jest możliwość zwiedzenia wnętrza elektrowni i zapory. W tym celu najlepiej wcześniej zarezerwować i wykupić miejsca  ON-LINE  .

Ta zapora to kawał historii Bieszczad. Swego czasu żyła własnym życiem i stanowiła otwarcie na ten region kraju. Na przełomie czerwca i lipca 2015 roku miało tutaj miejsce bardzo ciekawe wydarzenie. Monumentalną budowlę zapory ozdobiono muralem – największym ekologicznym muralem na świecie o powierzchni prawie 4000 m2! Nie dość, że sam pomysł umieszczenia muralu na zaporze o wysokości 82 metrów był bardzo oryginalny, to jeszcze technika wykonania była niezwykła. Został on wykonany techniką clean (reverse) graffiti, polegającej na wybiórczym wymywaniu grafiki na brudnej powierzchni za pomocą strumienia wody (w ciągu jednej minuty 21 litrów wody) pod dużym ciśnieniem sięgającym 250 barów, bez zastosowania żadnych substancji chemicznych. Za przygotowanie koncepcji i projektu obrazu odpowiedzialna była agencja Scholz & Friends oraz Przemysław „Trust” Truściński, jeden z najlepszych polskich ilustratorów i najważniejszych twórców komiksowych. Artystycznej pracy na wysokości podjęła się ekipa Good Looking Studio. W wykonanie zaangażowanych było kilkanaście osób, a prace prowadzone były zarówno w dzień, jak i w nocy. Mural przedstawiał sylwetki zwierząt reprezentujących gatunki najbardziej charakterystyczne dla tego regionu: rysia, wilka, orła, żuka oraz ryby.

Pomysł idealnie pasował do tego miejsca. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat zapora uległa znacznemu zabrudzeniu, dlatego efekt okazał się niesamowity. Sam obiekt służył do wytwarzania energii elektrycznej przy wykorzystaniu ekologicznych metod a dzieło zostało wykonane bez użycia farb więc całość była hołdem złożonym siłom natury. Mural został wykonany na zlecenie PGE Polskiej Grupy Energetycznej i określany był fenomenem na skalę światową.

Elektrownia wodna w Solinie – mural Clean Graffiti dla PGE Polska Grupa Energetyczna   (źródło: goodlooking.pl)

W tym samym roku eko-mural PGE został nagrodzony podczas festiwalu reklamowego Golden Drum. Dostał nagrodę „Srebrny Bęben” w kategorii Outdoor. To nagroda, o którą wałczyło aż 256 agencji z 25 państw. Media lokalne, krajowe i międzynarodowe nadały rozgłos realizacji, w wyniku którego wzrosło nie tylko zainteresowanie zaporą, ale i całym regionem, który zyskał nową atrakcję turystyczną. Niestety, mural był widoczny tylko przez około 2 lata, czego ja – miłośniczka murali wszelkiej maści – nie mogę przeboleć. Dziś już nie ma po nim śladu – przyroda wzięła górę!

Widok na ścianę zapory z gondoli kolejki – sierpień 2023

W zeszłym roku Polskie Koleje Linowe i Polski Fundusz Rozwoju otworzyły w Solinie nowy ośrodek, dzięki któremu turystyka w Bieszczadach uzyskała nowy impuls rozwojowy. Jest to pierwsza w regionie inwestycja turystyczna na taką skalę z wykorzystaniem kolejki gondolowej. Prace nad budową ośrodka trwały ponad rok. Montaż samej kolei PKL Solina zajął 4 tygodnie (7.X – 5 XI 2021). Kolej gondolowa została oficjalnie otwarta 1 lipca 2022 roku. Do ciekawostek należy fakt, że to nie była pierwsza kolej linowa w Solinie w tym miejscu bowiem w latach 1961 – 1968 istniała tu kolej linowa służąca do budowy zapory wodnej w Solinie.

Tablice informacyjne przedstawiające dolną stację Plasza i stację górną na Górze Jawor

Początek podróży koleją gondolową rozpoczyna się przy deptaku w Solinie na zboczach góry Płasza. Znajduje się tu „PKL Solina – Plasza – dolna stacja kolei gondolowej”. Na wprost wejścia mieści się informacja i kasy biletowe. Obok znajduje się także biletomat, oraz sklep z firmowymi pamiątkami i – bezpłatne toalety! Jeżeli chodzi o bilety, to można je kupić nie tylko w kasach stacjonarnych i biletomatach ale będąc jeszcze w domu – online, na  pkl.plsklep.pkl.pl , a także w aplikacji PKL Pass.

Po przejściu przez bramki, schodami lub windą udać się należy na poziom pierwszy, gdzie na przybyłych czeka wyjątkowa przestrzeń, tak zwany PRE-SHOW, czyli interaktywna ekspozycja o charakterze edukacyjnym.

Makieta zapory solińskiej oraz makieta Zalewu Solińskiego.

Poznać tu można historię Bieszczad i mieszkańców tego regionu a także ciekawostki dotyczące Jeziora Solińskiego i zapory wodnej. Wyjaśnione są tajniki działania elektrowni wodnej i technologii kolei gondolowej.

Dalej to już poziom drugi, gdzie zaczyna się najważniejsza część programu – spektakularna i wyjątkowa podróż w gondolach. 1540 metrów niezapomnianych wrażeń i pięknych zdjęć tamy i okolic.

Stacja początkowa kolejki nad Soliną – Plasza

Gondole sprowadzono ze Szwajcarii. Jest ich 25, ale w razie potrzeby może ich być nawet 34. Wagoniki są panoramiczne, całe przeszklone, a do każdego z nich może wsiąść 8 osób. Znajdują się w nich ławeczki na których można wygodnie usiąść i napawać się widokami zza okna. Nie są klimatyzowane ale zamiast tradycyjnych szyb zamontowane zostało specjalne przyciemnione tworzywo, które absorbuje promienie słoneczne. Nic nie zasłania widoków na zalew Soliński i oczywiście – zielone wzgórza nad Soliną! Oprócz współtowarzyszy podróży  🙂 .

Przepustowość kolejki wynosi 17 600 osób dziennie, a maksymalna prędkość gondoli to do 21km/h. Wagoniki nie zatrzymują się ani na chwilę, poruszając się w pętli o długości 3079,33 m. Jednakże na stacjach dolnej i górnej, aby można było bezpiecznie wsiąść czy wysiąść, mocno przyhamowują do prędkości 0,2 m/s, czyli poruszają się trzydziestokrotnie wolniej.

Ta przeszło 1,5 km trasa gondoli kolei widokowej pozwala podziwiać niezwykłe krajobrazy Bieszczad, Jezioro Solińskie oraz monumentalną zaporę z lotu ptaka lub bardziej nowocześnie – drona. A dron został tu wykorzystany przy rozwieszaniu liny między podporami kolejki! Zastosowana nowatorska technologia do tej pory nigdy nie była stosowana w Polsce. Tak więc specjalistyczny dron wzbił się na wysokość ponad 75 metrów, bo tyle ma najwyższa z podpór kolejki. Najpierw rozciągnął między podporami linę z kevlaru (włókna sztucznego o wysokiej wytrzymałości na rozciąganie) o średnicy 1 mm, a następnie rozciągnięte zostały liny o średnicy 3 mm, 10 mm oraz stalowa lina o średnicy 24 mm. Tę ostatnią rozciągnięto przy pomocy specjalnych wyciągarek. Na koniec została założona na podpory i zamontowana docelowa lina o średnicy 47 mm, po której teraz poruszają się gondole. Jej masa to 27 ton.

Widoki z wagoników kolejki gondolowej. Wieża Stacji Górnej na zboczu góry Jawor.

Solina to jedyne miejsce w Europie, gdzie kolej poprowadzona jest powyżej zapory wodnej, która jest jednocześnie funkcjonującą elektrownią. Kolejka gondolowa jest wyjątkowa nie tylko pod względem lokalizacji. Bije też techniczny rekord: ta trzecia podpora mająca 75 m wysokości jest najwyższą w Polsce i dzięki niej w najwyższym punkcie trasy gondole znajdują się aż 102 m nad poziomem terenu. Pozostałe odpory mają wysokość 17, 19, 28 i 48 m, a maksymalny odstęp między nimi to 681,67 m.

Czas jazdy pomiędzy stacjami (pieszo odcinek ten w linii prostej musielibyśmy pokonywać w 1,5 godz), to 5-8 min. Moim zdaniem – zdecydowanie za krótko!

Górna Stacja kolejki znajduje się na zboczach góry Jawor. Jej integralną częścią jest dziesięciopiętrowa wieża widokowa (55 metrów). Na wysokości 42 m (około 10 pięter) wieża zwieńczona jest otwartym tarasem widokowym – 360 stopni, z którego rozciągają się niepowtarzalne widoki. Na szczyt wieży prowadzi 247 stopni. To informacja dla tych wytrwałych, bo leniuchy na pewno skorzystają z windy  😉

Po lewej – widok na Skywalk od dołu, po prawej widok na plac pod tarasem i widok na panoramę Soliny z samej szklanej kładki.

Bezpośrednio pod tarasem (piętro dziewiąte), znajduje się przeszklona kawiarnia na 120 miejsc, z której niezależnie od pogody można podziwiać widoki na Zalew Soliński i Myczkowiecki. A najpiękniejsze są tu romantyczne wschody i zachody słońca. 

W przedniej części tarasu zamontowano jeszcze jedną, dodatkową atrakcję – krótką, przeszkloną platformę, tzw. „skywalk” (de facto to taki niewielki balkon ze szklaną podłogą), umożliwiający wyjście poza obrys tarasu. Zdjęcia na niej robią tylko ci pozbawieni lęku wysokości  😉 .

W oddali nad taflą jeziora wznoszą się bieszczadzkie pasma. Dostrzec można charakterystyczny trójkątny masyw – to Smerek, a na lewo od niego ciągnie się długi grzbiet Połoniny Wetlińskiej.

Nie tylko wewnątrz wieży widokowej, ale w całym ośrodku Polskich Kolei Linowych  znajdują się pomieszczenia zapewniające wygodne poruszanie się czy to z wózkiem dziecięcym czy na wózku inwalidzkim. Mile widziani są również posiadacze czworonogów.

U stóp wieży czeka na turystów Karczma Jawor. Karczma serwuje najbardziej klasyczne dania polskiej kuchni, ale można też posmakować potraw regionalnych. Te bieszczadzkie specjały to m.in. proziaki (takie pszenne placki na sodzie), fuczki (placki a’la ziemniaczane tylko z kiszonej kapusty), czy dziczyzna. Ceny? Tanio nie jest…

Karczma Jawor oraz Park Rozrywki Tajemnicza Solina.

Tuż obok Karczmy Jawor zlokalizowana jest kolejna część atrakcji ośrodka PKL – Park Rozrywki Tajemnicza Solina. Park nie tylko zaprasza do zabawy, ale również do poznawania bieszczadzkich legend. Turyści (zwłaszcza ci najmłodsi) mogą przenieść się do pełnego tajemnic i magii świata zamieszkiwanego przez legendarne postacie Biesów i Czadów.

W drodze powrotnej przez przeźroczyste ściany gondoli można jeszcze raz podziwiać widoki nie tylko na Zalew Soliński, Zalew Myczkowiecki i samą zaporę, ale okoliczne miejscowości: Solinę, Bóbrkę, Myczkowce, Myczków, Polańczyk i Werlas. Wypatrzeć też można Wyspę Małą, Wyspę Dużą, a przy małym stanie wody również Wyspę Okresową – najbliższą od zapory wodnej w Solinie.

I znowu można podziwiać niezwykłe widoki jadąc teraz w przeciwnym, powrotnym kierunku…

Całkowity koszt inwestycji Polskich Kolei Linowych (PKL) i Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR) wyniósł około 110 mln zł. Budowa trwała od wiosny 2021 roku do lipca 2022. Należy dodać, że to jest jedyna kolejka gondolowa w Europie, która poprowadzona jest powyżej zapory wodnej, będącej jednocześnie funkcjonującą elektrownią. Ta niezwykła atrakcja turystyczna będzie jeszcze bardziej wyjątkowa. Polskie Koleje Linowe mają plan, by rozbudować trasę kolejki – pociągnąć gondole nad wodą aż do Polańczyka!

Solina od bardzo dawna jest miejscowością o charakterze turystycznym. Tutejsi mieszkańcy żyją z turystyki, dlatego jest tu szeroko rozwinięta baza noclegowa oraz gastronomia. Nie polecam tutaj zamieszkać na dłużej (chyba, że lubicie gwar i tłok), ale spędzić jeden dzień – jak najbardziej! Koniecznie przespacerujcie się deptakiem na zaporze, który ma długość ponad 660 m. Stąd też roztacza się piękny widok na wzgórza nad Jeziorem Solińskim oraz 80-metrowa przepaść, kiedy popatrzymy w drugą stronę. Ten obraz nie zmienił się od prawie 55 lat! Ale ryby urosły na pewno!

Zielone wzgórza nad Soliną…

Aby odnaleźć bieszczadzkie klimaty wybierzcie się na pięciogodzinny spacer najchętniej wybieraną (być może przez sentyment do nazwy) ścieżką „Zielone Wzgórza nad Soliną”…

***

 

Obiekt W-2, albo Księstwo arłamowskie

W rządowych dokumentach miejsce to występowało pod kryptonimem W-2. Dostępu do obiektu strzegł wysoki na trzy metry i długi na ponad 100 kilometrów płot oraz uzbrojeni po zęby żołnierze MSW. Przez lata obrósł w anegdoty i legendy, a miejscowi nie mówili o nim inaczej niż „księstwo” albo „państwo arłamowskie”.

Już sam dojazd do Arłamowa jest atrakcją. Kręta droga przez las, a potem długi podjazd do bramy wjazdowej i do samego hotelu zwiastują coś ekscytującego. Hotel Arłamów to miejsce przez wiele lat owiane legendą, niedostępne dla zwykłych ludzi. Dziś można przyjechać tu choćby na kawę i spacer w promieniach zachodzącego słońca…

Na przełomie XVI i XVII wieku teren ten należał do województwa ruskiego. Istniała tu szlachecka wieś prywatna Artamow. Według tradycji nazwa miejscowości pochodzi od osiedlonych w czasach książąt ruskich, jeńców tatarskich, tzw. arłamanów (włóczęgów). Na początku lat 60. XX wieku wyodrębniono tu obszar pod budowę tajnego Ośrodka Wypoczynkowego Urzędu Rady Ministrów. Projekt budowy ośrodka popularnie nazywanego Arłamowem, powstał jeszcze za czasów sekretarzowania Władysława Gomułki, a jego organizatorami byli premier Józef Cyrankiewicz i ówczesny poseł tej ziemi Piotr Jaroszewicz.

Wyznaczony teren obejmował opustoszałe wsie: Arłamów, Borysławka, Grąziowa, Jamna Górna, Jamna Dolna, Sopotno, Paprotno, Krajna, Kwaszenina, Łomna i Trójca, z których część mieszkańców wysiedlono do Związku Radzieckiego, a część w ramach akcji „Wisła” na tereny północno-zachodniej Polski. Wraz z lasami i łąkami włości ośrodka stanowiły blisko 30 tys. hektarów. Wszystkie drogi dojazdowe zamknięte były szlabanami i strzeżone przez uzbrojone patrole wojskowe Nadwiślańskiej Jednostki Wojskowej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

W wysokie ogrodzenie wkomponowane były przejścia dla zwierząt, tak skonstruowane, by dało się przejść tylko w kierunku do środka. Dzięki specjalnym pochylniom dzikie zwierzęta mogły wchodzić na ten teren, ale nie mogły już wyjść. Oprócz tego wojskowe gospodarstwa rolne prowadziły specjalne uprawy w celu dokarmiania zwierzyny. Stąd obfitość zwierzyny łownej dla ówczesnego komunistycznego establishmentu. Swoista enklawa dla wyższych sfer rządowych.

Arłamów. Szczyt wzniesienia Wierch 596 m n.p.m. Droga powiatowa do lądowiska dla helikopterów do obsługi położonego w Jamnej Górnej kompleksu hotelowego „Hotel Arłamów”

Hotel wraz z budynkami pomocniczymi wzniesiono we wschodniej części wsi Jamna Górna na zboczach góry Arłamów (590 m n.p.m.). Natomiast w Trójcy zbudowano wille w stylu pseudotatrzańskim. Powstało także lotnisko dla rządowych samolotów w Krajnej w pobliżu Birczy. Budowa w tym miejscu pasa startowego zapewniła dygnitarzom i ich gościom komfortowe warunki transportowe i doskonałe zaplecze dla tak wyrafinowanych rozrywek jak na przykład polowanie ze śmigłowców z użyciem broni maszynowej. Ochrona wojska i własne lotnisko zapewniały ośrodkowi sporą dyskrecję. Arłamów dodatkowo objęty był opieką kontrwywiadu. Przez długie lata Arłamów nie istniał na mapach, a w kręgach rządowych był znany pod kryptonimem W-2.

W latach 70. XX wieku ośrodek został rozbudowany z inicjatywy płk. Kazimierza Doskoczyńskiego człowieka apodyktycznego, emocjonalnego, zwolennika porządku i dyscypliny. Przez dekadę niepodzielnie dzierżył władzę w Bieszczadach. Jako zapalony myśliwy, nie pozwalał na masowy odstrzał zwierzyny w podległych sobie kompleksach. Rozbudową kierował wtedy już premier Polski – Piotr Jaroszewicz a ośrodek stał się jego ulubionym miejscem wypoczynku. Tutaj można było poczuć, że Bieszczady to koniec świata.

Był miejscem polowań dla ówczesnej elity partyjno-rządowej oraz ich gości nie tylko z „bratnich krajów”. Następca Gomułki, Edward Gierek (I sekretarz KC PZPR) zapraszał tutaj zaprzyjaźnionych przywódców innych krajów. W ośrodku gościli m.in.: sekretarz generalny KPZR Leonid Breżniew, premier ZSRR Aleksiej Kosygin, minister spraw zagranicznych ZSRR Andriej Gromyko, przywódca NRD Erich Honecker, prezydent Jugosławii Josip Broz Tito, ostatni szach Iranu Mohammad Reza Pahlawi, król Belgii Baldwin I Koburg, prezydent Francji Valéry Giscard d’Estaing, premier Bawarii Franz Josef Strauß.

Po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981, w ośrodku internowany był od maja do listopada 1982 przewodniczący „Solidarności”, Lech Wałęsa. Przetrzymywany uzyskał odrębny status i został potraktowany jako więzień stanu.

Ośrodek internowania w Arłamowie /Ireneusz Radkiewicz /PAP

Po upadku PRL, nastąpił koniec rządowego ośrodka W-2. W wyniku transformacji systemowej w Polsce w 1989 roku,   Arłamów przekazano samorządowi gminnemu Ustrzyk Dolnych. Jego reorganizacja i podział spowodował koniec lotniska Krajna. Przestało być częścią ośrodka a pieczę nad jego funkcjonowaniem przejęła Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Krośnie. Lotnisko zostało włączone w obręb Nadleśnictwa Bircza. Nowy zarządca wykorzystywał pas startowy głównie jako składowisko drewna z pozyskania leśnego.

Po kilku latach samorząd zdecydował wystawić Arłamów na sprzedaż. Było sporo chętnych, m.in. wtedy jeszcze znany głównie jako producent tanich win Janusz Palikot. W roku 1996, hotel wraz z budynkami gospodarczymi i przyległym terenem sprzedano. Nabywcą okazała się spółka Kamax S.A. – producent m.in. zderzaków i amortyzatorów dla kolei. Za sukcesem Kamaxu stał inżynier-wynalazca Antoni Kubicki, dyrektor Fabryki Maszyn i Urządzeń Przemysłu Spożywczego SPOMASZ w Kańczudze. Kiedy w roku 1992 zakład ten postawiono w stan likwidacji celem prywatyzacji, Kubicki wykupił go i utworzył spółkę pracowniczą Fabryka Urządzeń Mechanicznych KAMAX S.A. w Kańczudze. Pieniądze na ten cel pochodziły z patentów na swoje wynalazki. Kiedy spółka zaczęła przynosić zyski, postanowiono zakupić niedaleki Arłamów. Był to nie tylko dobry interes ale też spełnienie marzeń zapalonego myśliwego jakim był Kubicki. W następnych latach odremontowano hotelowe budynki, zwiększono liczbę miejsc i standard ośrodka, uruchomiono wyciąg narciarski. Dla dawnego „księstwa arłamowskiego” nastała nowa epoka.

W dekadę po przejęciu Arłamowa, w 2006 roku Kubicki zdecydował się poświęcić w pełni hotelarstwu. Sprzedał Kamax funduszowi inwestycyjnemu, pozostawiając sobie Arłamów oraz miliony na inwestycje. Z własnych pieniędzy rozpoczął najbardziej chyba imponującą prywatną inwestycję hotelową w Polsce. W roku 2010 rozpoczął budowę nowego hotelu oraz rozbudowę i modernizację istniejącego kompleksu budynków. Kamień węgielny pod budowę wmurował Lech Wałęsa. Kompleks hotelowy, otwarty pod koniec 2013 r., kosztował 370 mln zł, z czego 60 mln zł to dofinansowanie unijne (głównie na ekologiczne walory projektu). Resztę, nie licząc niewielkiego kredytu, wyłożył Kubicki, po raz kolejny ryzykując niemal całym swoim dobytkiem. Całość jako Wschodnioeuropejskie Centrum Sportowo-Kongresowe została oddana do użytkowania na początku 2014.

Kamień węgielny pod budowę wmurował w październiku 2010 roku Lech Wałęsa. Budowę zakończono w 2014 roku i powstało tu Wschodnioeuropejskie Centrum Sportowo-Kongresowe.

Kubicki zasiada w nadzorze hotelowej spółki. Obecnie „Hotel Arłamów” to 230-hektarowy 4 gwiazdkowy kompleks hotelowy na 700 miejsc noclegowych w skład którego wchodzą: Hotel główny, nowo wybudowany, otwarty w 2014, ze sceną pod dachem i z 254 pokojami; Rezydencja, czyli zmodernizowany dawny ośrodek Rady Ministrów, z 41 pokojami; cztery wille Arłamów Trójca, znajdujące się w osadzie Trójca (12 km od Arłamowa) oraz Willa Gruszowa, położona w miejscowości Gruszowa (również 12 km od Arłamowa) wraz z bogatym zapleczem sportowo-rekreacyjnym (między innymi kompleks SPA i niezwykle rozbudowane centrum sportowe) oraz lotniskiem którego zarządzaniem Hotel Arłamów przejął na mocy długoletniej umowy dzierżawy.

Dziś Hotel Arłamów to jeden z największych obiektów w Polsce. I jeden z najbardziej znanych – również wśród tych, którzy nigdy na Podkarpaciu nie byli ale są fanami sportu. Dwukrotnie z jego usług korzystała reprezentacja Polski w piłce nożnej, przygotowując się do kolejnych mistrzostw. Pobyt kadry w hotelu był szeroko relacjonowany w mediach. Wiosną tego roku na okolicznych polach można było spotkać ambasadorkę Hotelu Arłamów, trzykrotną mistrzynię olimpijską Anitę Włodarczyk, szlifującą formę przed lekkoatletycznymi Mistrzostwami Świata w Budapeszcie. We wrześniu do grona oficjalnych ambasadorów Hotelu Arłamów dołączył Adam Kszczot – mulitimedalista Mistrzostw Świata i Europy w biegu. Obiekt szybko stał się znany wśród tych, którzy mają ochotę wypoczywać w Bieszczadach, ale chcą to robić w dość ekskluzywnych warunkach.

Inwestycja Antoniego Kubickiego była jedną z największych prywatnych inwestycji hotelowych w historii III RP, i na pewno najbardziej spektakularna. Obecna forma Arłamowa dla Kubickiego wcale nie jest metą. Inżynier-hotelarz twierdzi, że ma pomysł na Podkarpacie i jest przekonany, że region będzie znaczył coraz więcej i to nie tylko w skali Polski i Europy. Jednym jego filarem będzie nowoczesny przemysł i rozwój technologiczny, drugim – ciekawa i różnorodna oferta turystyczna, której Arłamów jest pierwszym przykładem.

Minęło kilka dziesięcioleci, ale wczesnym wieczorem miałam wrażenie, jakbym naprawdę dotarła na koniec świata. Cisza, spokój i wszechobecna zieleń w promieniach zachodzącego słońca.

I choć to już zupełnie inne Bieszczady – bardziej uładzone i okiełznane, bardziej ludne i gwarne – nie straciły nic ze swojej atrakcyjności.

*

 

Źródło:    https://pl.wikipedia.org;    https://www.national-geographic.pl;    http://goodlooking.pl/;      https://turystyka.wp.pl/;     https://www.info.bieszczady.pl/;      https://pkl.info.pl/;     https://wyborcza.biz/;      https://rzeszow.wyborcza.pl/;      https://www.pb.pl/;    Książka – praca zbiorowa „Spełnione marzenie w Bieszczadach. Droga Antoniego Kubickiego do Arłamowa”;

Dodaj komentarz